Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Przyszłość w naszych rękach – recenzja książki „Co jesteśmy winni przyszłości. Longtermizm jako filozofia jutra”

Przyszłość w naszych rękach – „Co jesteśmy winni przyszłości. Longtermizm jako filozofia jutra” Przyszłość w naszych rękach – „Co jesteśmy winni przyszłości. Longtermizm jako filozofia jutra” mat. pr.
Książka Williama MacAskilla jest bez wątpienia ożywczą, prowokacyjną pod względem intelektualnym lekturą.
William MacAskillmat. pr. William MacAskill

Roi się w niej od dylematów żywcem wziętych nie tylko z odległej historii, ale bezpośrednio dotyczących życia w trzeciej dekadzie XXI w.

Tomasz Targański

Zmiany klimatyczne, zagrożenia związane ze sztuczną inteligencją, ryzyko wojny nuklearnej bądź kolejnej globalnej epidemii. To tylko kilka spośród wielu niebezpieczeństw, które „odziedziczą” po nas kolejne pokolenia. Fakt, że decyzje, jakie podejmujemy dziś, z pewnością odczuwalne będą również w przyszłości, nakłada na nas podwójną odpowiedzialność. Właśnie dlatego, jak twierdzi William MacAskill filozof z Uniwersytetu w Oksfordzie, powinniśmy działać z myślą o pokoleniach, którym przyjdzie żyć za setki, a nawet tysiące lat.

Jego książka, która zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i Wielkiej Brytanii stała się bestsellerem, jest najbardziej znanym manifestem ideologii longtermizmu. Opiera się ona na trzech przesłankach: przyszłe pokolenia są ważne, będzie ich wiele i to, co robimy dziś, będzie miało – dobry lub zły – wpływ na ich życie. Ta odpowiedzialność spoczywa na nas i odrzucanie jej – bądź powstrzymanie się od działań, które mogłyby poprawić naszą przyszłość – jest niemoralne. Na tym właśnie polega obowiązek bycia „dobrym przodkiem”. Tradycja intelektualna, z której czerpie longtermizm jest bardzo bogata i wykracza również poza Europę. Jej korzeni można doszukiwać się np. wśród północnoamerykańskich Irokezów, których przekazywane ustnie prawa zawierały tzw. zasadę siódmego pokolenia, zobowiązującą wodzów do myślenia o tym, czy ich obecne działania będą dobre dla potomnych.

W książce „Co jesteśmy winni przyszłości” MacAskill proponuje inny sposób spojrzenia na naszą obecność na Ziemi. Zazwyczaj patrzymy w przeszłość naszego gatunku z poczuciem, że istniejemy od bardzo dawna. W tym ujęciu Homo sapiens pojawił się świecie „dopiero” 200 tys. lat temu. I choć na pozór wydaje się to dużo, z biologicznego punktu widzenia o wiele dłuższa jest przyszłość, która nasz czeka. Biorąc pod uwagę, że gatunek ssaka żyje średnio ok. milion lat, Homo sapiens prawdopodobnie ma jeszcze przed sobą ok. 800 tys. lat. „Żyjemy na samym początku dziejów, w ich najdalszej przeszłości” – pisze MacAskill.

William MacAskill „Co jesteśmy winni przyszłości. Longtermizm jako filozofia jutra”mat. pr.William MacAskill „Co jesteśmy winni przyszłości. Longtermizm jako filozofia jutra”

W latach 80. XX w. brytyjski filozof Derek Parfit sformułował dylemat, który doskonale oddaje sedno problemu, na jaki wskazują longtermiści. Kazał wyobrazić sobie biegnące przez las dziecko i znajdujące się na jego ścieżce potłuczone szkło. Co jest gorsze: czy to, że nastąpi na nie obecnie żyjące dziecko, czy też jakiekolwiek inne żyjące za sto lat? Czy ma znaczenie, kiedy dojdzie to tego bolesnego wypadku? Ból będzie przecież ten sam. Dylemat Parfita miał na celu uzmysłowienie nam moralnych obowiązków wobec przyszłych pokoleń. Świadome narażanie na ryzyko ich życia jest tak samo złe, jak krzywda wyrządzana współczesnym.

Wydaje się, że longtermizm nie powinien budzić większych kontrowersji. W rzeczywistości żaden prąd umysłowy w ostatnich lata nie wzbudził tak gorących dyskusji. Najbardziej zagorzali krytycy, wskazują, że longtermiści lekceważą obecne cierpienia, są wręcz gotowi poświęcić życie wielu żyjących obecnie ludzi, na rzecz utopijnej „świetlanej przyszłości”. Najbardziej radykalne skrzydło „mocnego longtermizmu”, którego zwolennikiem jest m.in. MacAskill, uważa, że pozytywne oddziaływanie na przyszłości powinno być najwyższym moralnym priorytetem naszych czasów. Dlatego przekonują np., że przeznaczenie ogromnych środków na zapobieżenie hipotetycznej katastrofie w postaci uderzenia w Ziemię komety, ma większy sens niż walka ze zmianami klimatycznymi, które dziś uniemożliwiają życie milionom – całkiem realnych, tyle że ubogich – ludzi.

O tym, jak bardzo kwestia statusu materialnego wiąże się z pytaniem, czyje życie „warto” ratować a czyje nie, świadczy cytat z innego longermisty – Nicka Becksteada z oksfordzkiego Future of Humanity Institute. On napisał wprost, że ratowanie życia w biednych krajach ma znacznie mniej długofalowych efektów niż ratowanie w bogatych, bo „zamożniejsze społeczeństwa są dużo bardziej innowacyjne, a ich siła robocza jest dużo wydajniejsza”. Krytycy nazwali takie podejście „totalnym utylitaryzmem”. Longtermizmowi nie pomaga również fakt, że stał się on ulubioną ideologią najbogatszych ludzi świata z Elonem Muskiem czy Jeffem Bezosem na czele.

Mimo to niewątpliwą wartością książki jest wpisany w samą ideę longtermizmu optymizm. Pod tym względem sprzeciwia się ona dominującej w ostatnim czasie dystopijnej wizji przyszłości, która prowadziła do wniosku, że jakiekolwiek zmiany są bezcelowe. Przyszłość naszego świata jest w naszych rękach – zdaje się mówić MacAskill. Każdy z nas może – nawet jeśli w niewielkim stopniu – obniżyć prawdopodobieństwo realizacji najgorszego scenariusza. Co więcej, moralny postęp jest możliwy. Dowodem na to jest radykalny (biorąc pod uwagę skalę czasu) koniec niewolnictwa, które istniało od tysięcy lat, ale w wieku XIX w dużej części Europy i Ameryce Północnej zniknęło relatywnie szybko. MacAskill posługuje się przykładem niewolnictwa, aby unaocznić, że ludzkie wspólnoty są w stanie przewartościować nawet bardzo zasiedziałe aksjomaty.

W epilogu autor wylicza listę spraw „do zrobienia”, aby zapewnić innym lepszą przyszłość. Jego wskazówki to m.in. ściślejsza kontrola nad bronią jądrową, wypracowanie lepszych procedur zarządzania kryzysowego na wypadek epidemii, zwiększenie nakładów na opracowanie alternatywnych paliw np. z wodoru, ściślejszy nadzór nad systemami sztucznej inteligencji. Te postulaty – choć ze wszech miar słuszne – w rzeczywistości maskują jednak inną słabość wywodu MacAskilla, którą jest brak bardziej praktycznych rozwiązań na najbliższą przyszłość. MacAskill mało pisze o tym, jak na poziomie instytucjonalnym mielibyśmy uwzględniać interes przyszłych pokoleń? Walka z katastrofą klimatyczną czy zapobieżenie kolejnej pandemii wymagają przecież konkretnych działań prawnych, politycznych i ekonomicznych na wielu poziomach. Ciekawą propozycję wysunął choćby prof. Krister Bykvist, filozof z Uniwersytetu w Sztokholmie. Podstawowy problem z interesem przyszłych pokoleń polega bowiem na tym, że nie ma go komu wyrazić i bronić. Ludzie, których jeszcze nie ma, nie mają przecież głosu. Można by zatem – proponuje Bykvist – powołać „rzecznika praw przyszłych pokoleń” (na wzór rzecznika praw dziecka), który mógłby opiniować projekty ustaw i pokazywać ich długoterminowe skutki.

Książka MacAskilla jest bez wątpienia ożywczą, prowokacyjną pod względem intelektualnym lekturą. Roi się w niej od dylematów żywcem wziętych nie tylko z odległej historii, ale bezpośrednio dotyczących życia w trzeciej dekadzie XXI w. W samym sercu longtermizmu tkwią idee politycznie i moralnie ryzykowne, niemniej warto się z nimi zapoznać. Szczególnie w dobie spiętrzających się kryzysów.

William MacAskill „Co jesteśmy winni przyszłości. Longtermizm jako filozofia jutra”, przekład Zuzanna Łamża, Wydawnictwo Feeria, Łódź 2024 r.

Książkę można zamówić pod tym adresem

Materiał przygotowany we współpracy z Wydawnictwem Feeria

Reklama

Czytaj także

null
Kultura

13 najlepszych polskich książek roku według „Polityki”. Fikcja pozwala widzieć ostrzej

Autorskie podsumowanie 2025 r. w polskiej literaturze.

Justyna Sobolewska
16.12.2025
Reklama