Jak są traktowane kobiety w islamie, mniej więcej wiadomo. Zaletą „Jej drogi”, dramatu Jasmili Zbanić („Grbavica”), jest m.in. to, że broniąc praw kobiet do samostanowienia, bośniacka reżyserka wypowiada się w tej kwestii bez podnoszenia głosu i typowej dla feministek arogancji. W filmie oglądamy historię dobranego małżeństwa, młodej stewardesy (Zrinka Cvitesić) i pracownika kontroli lotów z Sarajewa (Leon Lucev), którego jedynym problemem wydaje się niemożność posiadania dziecka. Lekarze sugerują in vitro, para się na to godzi, w tym czasie pojawia się jeszcze jeden kłopot. Mąż nadużywa alkoholu, traci pracę, musi się leczyć. Przed niechybną degrengoladą ratuje go kolega z wojska, wyznawca wahhabizmu, fundamentalistycznej odmiany islamu, głoszącej bezwzględne posłuszeństwo dosłownie interpretowanemu Koranowi i radykalne odrzucenie zachodnich obyczajów, w tym picia. Religijne nawrócenie mężczyzny oglądamy oczami nieakceptującej tej przemiany, lecz wciąż kochającej go kobiety.
Zbanić doskonale uchwyciła ambiwalencję wymykającej się spod kontroli sytuacji. Pułapkę lojalności, miłości i dyktowanego przez islam obowiązku podporządkowania się „stojącemu stopień wyżej nad niewiastami” mężowi. W „Jej drodze” pojawia się jeszcze jeden ciekawy trop – powojennej traumy po bałkańskim ludobójstwie. Wszyscy bohaterowie wciąż opłakują stratę bliskich, boleśnie odczuwają horror wysiedlenia, a dojmującą pustkę starają się wypełnić wartościami, w które dawno zdążyli zwątpić. Prostota i surowość fundamentalistycznych ruchów wydaje się wyjątkowo atrakcyjną propozycją, przynajmniej dla tych, którzy potrzebują natychmiastowej recepty na moralne uzdrowienie i odnalezienie się w niesprawiedliwym świecie. Stonowany, przenikliwy dramat niewątpliwie jednej z najbardziej utalentowanych autorek europejskiego kina działa jak katharsis.
Janusz Wróblewski