Oglądanie drugiej części szokującej trylogii „Raj” austriackiego reżysera Ulricha Seidla do przyjemności nie należy. Niemal każda scena „Wiary” przygnębia, budzi opór, emocjonalnie wykańcza. Weźmy scenę biczowania krucyfiksu albo lubieżnego całowania Jezusa przybitego do krzyża. Dodajmy do tego obrazy poniżającego wykłócania się o małżeński seks, bicia poruszającego się na wózku 50-letniego inwalidy, wyśmiewania się z modlitwy „Ojcze nasz”, szydzenia z zapędów misjonarskich bigotek. W filmie Seidla co rusz napotyka się tego typu prowokacje, które brutalnie zmuszają do postawienia kłopotliwych pytań. Jak pogodzić wysokie wymagania etyczne katolików z biologią człowieka? Co począć z żądzą, pokusami ciała, wulgarnym pożądaniem wobec postulatu duchowego samodoskonalenia się i miłości? Co znaczy grzech? Dla autora filmu, patrzącego na religijne modły jak na obłudne, odpustowe obrzędy, nie liczą się subtelne rozważania na temat dwoistości ludzkiej natury. Najważniejsza okazuje się upiornie wnikliwa, naturalistyczna obserwacja zaślepienia i fanatyzmu. Zatrudniona w przychodni radiologicznej nadgorliwa, świeżo nawrócona działaczka modlitewnego Legionu Najświętszego Serca (katolickiej organizacji uważającej się za strażnika prawdziwej wiary i zbrojne ramię Kościoła) krąży po osiedlu z figurą Matki Boskiej, namawiając niewierzących Austriaków do wspólnej modlitwy.
Tematem filmu jest budowanie muru obronnego przed dotkliwą prawdą, religijne zaczadzenie jako antidotum na życiową klęskę, skomplikowana, sadomasochistyczna relacja z rzeczywistością. Bohaterka kocha się z przybitym do krzyża Chrystusem, lecz nie potrafi okazać miłości sparaliżowanemu, jeżdżącemu na wózku mężowi. Opiekuje się przygarniętym kotem, lecz trzyma go w zamknięciu w piwnicy. Świetny wstęp do schizofrenicznej osobowości Josefa Fritzla.
Raj: Wiara, reż. Ulrich Seidl, prod. Austria, 113 min