Dwie dekady temu Jan Jakub Kolski, zafascynowany magicznym realizmem, tworzył wyrafinowane, hipnotyczne baśnie poszukujące w grzesznych duszach ludowych odmieńców wewnętrznego spokoju. W „Jańciu Wodniku”, „Grającym z talerza”, „Pograbku”, mimo wyczuwalnego sceptycyzmu, ironii, akcentowania niesprawiedliwości losu, dominowały stawiane uporczywie pytania o to, co nieprzeniknione i niewysłowione. Nawet w bardzo odległych tematycznie filmach poświęconych okresowi okupacji („Daleko od okna”, „Wenecja”, „Pornografia”) reżyser nie unikał manichejskiego podziału na dobro i zło, nad którym niepodzielnie czuwa oko tego, „którego dziełem są wszelkie rzeczy”. „Zabić bobra” przynosi radykalną odmianę. Na próżno szukać w tym zimnym, manierycznym dramacie cudów i dziwów czy uwodzicielskiego, zmitologizowanego piękna. Operator, scenarzysta, pisarz i znakomity reżyser zaryzykował tym razem sensacyjną podróż w głąb umysłu niezrównoważonego psychicznie żołnierza straży granicznej, służącego niegdyś w Afganistanie, z trudem dziś rozpoznającego granice wymyślonego przez siebie świata. Gubi się w nim także i widz, nie bardzo rozumiejąc sens szarpaniny bohatera (gra go z pasją Eryk Lubos nagrodzony za tę rolę w Karlowych Warach), zakochanego bez pamięci w czarnowłosej uciekinierce z Dagestanu. Z drugiej strony nawiązującego namiętny romans z 17-latką (Agnieszka Pawełkiewicz).
Słabością „Zabić bobra” jest nie tylko niezrozumiała relacja tych dwojga. Dużo większy problem stwarza pokrętna narracja, utrudniająca odtworzenie logiczno-emocjonalnego ciągu wydarzeń. Raczej budująca dystans niż – niepostrzeżenie wciągająca w krąg szaleństwa cierpiącej na syndrom pourazowy postaci. Kolski szuka nowego języka, zaskakuje zmianą estetyki, porzuca naiwną duchową symbolikę. Na ciekawsze efekty rewolucji jego stylu trzeba jednak poczekać.
Zabić bobra, reż. Jan Jakub Kolski, prod. Polska, 100 min