Polityka to realizacja celów – śmieje się w filmie szef indonezyjskich brygad śmierci, które w latach 60. ubiegłego wieku na rozkaz wojskowego reżimu wymordowały ponad milion niewinnych ludzi pod pretekstem, że sprzyjali oni komunistom. Ludobójstwo nigdy nie zostało rozliczone. Sprawcy i kaci mają się dobrze, sprawują wciąż władzę, nazywają siebie bohaterami. „Scena ciszy” – dopełnienie głośnej, nominowanej do Oscara „Sceny zbrodni” o terrorze przykrytym zmową milczenia i propagandowym kłamstwem – nasuwa porównania z III Rzeszą: jak by wyglądała, gdyby Hitler nie przegrał wojny, a zbrodniarze cieszyli szacunkiem i dumnie wspominali Zagładę.
W „Scenie zbrodni” szokowały bezrefleksyjne zwierzenia katów niepoczuwających się do moralnej odpowiedzialności za okrucieństwo, którego byli sprawcami. Druga część wstrząsającej sagi dokumentalnej mówiącej o gloryfikowaniu zbrodni i niszczeniu zbiorowej pamięci azjatyckiego archipelagu robi nie mniejsze wrażenie. W „Scenie ciszy” do głosu dochodzą ofiary, ich ból. 44-letni optyk, brat jednego z zamordowanych, wymieniając szkła w okularach morderców, pyta o przyczyny, co czuli, dlaczego zabijali, pastwiąc się w niewiarygodny sposób. Z tej konfrontacji wyłania się trudny do pojęcia, surrealistyczny obraz znieczulicy, manipulacji, zagłuszania sumienia i moralnej gangreny trawiącej całe społeczeństwo żyjące od pół wieku w atmosferze strachu i zakłamania. Na czym polega autentyczne pojednanie i wybaczenie win? Co robić, by uniknąć kolejnego przelewu krwi? Film Joshuy Oppenheimera, oprócz tego, że jest wybitnym, poruszającym do głębi dziełem sztuki, zmusza do myślenia, zaskakuje i długo nie pozwala o sobie zapomnieć.
Scena ciszy, reż. Joshua Oppenheimer, prod. Dania, Finlandia, Indonezja, Norwegia, Wielka Brytania, 103 min