W rosyjskiej kinematografii trwa moda na superprodukcje. Po szeregu patriotycznych, wojennych widowisk w rodzaju „9 kompanii” przyszedł czas na rozrywkę w stylu fantasy.
„Volkodav” Nikołaja Lebiediewa jest najdroższym filmem zrealizowanym przez naszych wschodnich sąsiadów. Kosztował ponad 30 mln dol. Powstał na podstawie bestsellerowego cyklu powieści Marii Siemionowej (2 mln sprzedanych egzemplarzy), opisujących wyczerpującą drogę zemsty dzielnego wojownika Volkodava, któremu wymordowano wszystkich krewnych. Ostatni z rodu Szarych Psów (Aleksandr Bucharow) musi stawić czoła paskudnemu Ludojadowi, wytropić potwora Zhadobę, skrywającego się jak Lord Vader z „Gwiezdnych wojen” za budzącą przerażenie czarną maską, a następnie dobrać się do skóry bogini śmierci Morany, marzącej o tym, by ze wszystkich ludów Ziemi uczynić swoich niewolników. Nieustraszonemu bohaterowi towarzyszy stale nietoperz, wyczuwający grożące mu niebezpieczeństwo. Pomaga mu również wróżka ściskająca w dłoni tajemniczy proszek zdolny uratować życie umierającemu. A w chwilach zwątpienia zawsze może jeszcze liczyć na jej dobre słowo, przypominające mu, co jest najważniejsze w życiu (miłość).
Bajka Lebiediewa nie ma niestety wdzięku ani głębi, ani hollywoodzkiego rozmachu „Władcy pierścieni”, choć stara się pod każdym względem mu dorównać. Pogmatwana akcja raz po raz grzęźnie w niepotrzebnych retrospekcjach, skupia się na tłumaczeniu relacji między trzecio- i drugorzędnymi postaciami. Sceny bitewne trwają nieproporcjonalnie długo, a sama robota reżyserska też niestety pozostawia wiele do życzenia.