Głośna powieść Johna Updike’a „Czarownice z Eastwick” ukazała się 1984 r., po 20 latach z okładem pisarz wrócił do swoich bohaterek: Aleksandry, Jane i Sukie. We „Wdowach z Eastwick” czarownice, które po okrutnych harcach rozjechały się po Stanach – już jako wdowy wracają do miejsca, gdzie oddawały się czarnej magii i gdzie uśmierciły z zazdrości jedną ofiarę.
Teraz mają koło siedemdziesiątki, życie seksualne już ich nie nęci, na babcie też nie bardzo się nadają, bo są dalej zajęte tylko sobą, a nie dziećmi i wnukami. Tylko jedna z nich, Aleksandra, broni się przed przyjazdem do Eastwick – i słusznie, bo mimo że większość osób, które pamiętały ich ekscesy, już umarło, to ktoś został i pragnie zemsty. Czarownice nie tracą poczucia humoru: „Fakt, że zadeklarował chęć zabicia ich obu, wytworzył nastrój intymności”. Okazuje się, że kiedy są razem, potrafią jeszcze wykrzesać z siebie moc i połączyć się z boginią. Jednak akurat czary są najsłabsze w powieści Updike’a, słabo rozbrojone humorem. Tak jakby starość nie pasowała do mocy, która była połączona z energią seksualną. Ale warstwa nadnaturalna jest tu tylko przykrywką dla tego, co Updike’owi wychodzi najlepiej, czyli portretu prowincji. Eastwick, po burzliwych latach 60. i 70., zamieniło się w taką samą dziurę, jaką było w latach 50.
Updike jest świetnym portrecistą starzejących się mężczyzn, którzy przegrali swoje życie, i kobiet wykonujących te same czynności od dziesiątków lat – jego prowincja się nie reformuje w żaden sposób. Dobrze wyszły mu też portrety bohaterek – bardziej starych kobiet niż czarownic, które żyją przeszłością, ale co najważniejsze – nie są wolne od pragnień. Mają w sobie ciekawość i energię, która każe im jeździć wspólnie po świecie w poszukiwaniu przygód. W nowym, choć starym wydaniu czarownice są bardziej ludzkie, ciekawsze i mniej stereotypowe niż w młodości.
John Updike, Wdowy z Eastwick, Rebis 2009, s. 336