Artykuł został opublikowany w POLITYCE w październiku 2010 roku.
Nie jestem pewien, co dziś czyta się dzieciom, jednak moje pokolenie wciąż dźwiga garb o nazwie „Maria Konopnicka”. Wszak wiersze zmarłej sto lat temu poetki, takie jak „Pucu pucu, chlastu chlastu” czy „A widzicie wy zmarźlaka”, były dla nas w dzieciństwie chlebem powszednim. Potem, w szkole, zaprzęgnięto autorkę „W piwnicznej izbie” do służby Polsce Ludowej, więc w naszym życiu była ona jeszcze bardziej obecna. Z kolei w III RP rozmaici radykałowie demonstrowali swój gniew akurat z „Rotą” na ustach.
Czy jednak Konopnicka pisała jedynie dla dzieci? Czy była tylko autorką nudnych lektur i pieśni o randze hymnu narodowego? Czy zasłużyła na instrumentalizacje, które tak licznie stały się jej udziałem? „Konopnicka, jakiej nie znamy” – głosił niegdyś tytuł wydawanej wielokrotnie książki Marii Szypowskiej. Tymczasem książka ta, choć rzeczywiście ukazywała pisarkę w sposób odbiegający od sztampy, nie poruszała przecież problemów naprawdę kontrowersyjnych (to zrobił ostatnio Krzysztof Tomasik w „Homobiografiach”).
Uskrzydlona przez miłość
Urodzona 23 maja 1842 r. w Suwałkach jako Maria Wasiłowska, spędziła dzieciństwo i młodość na przeciwległym krańcu Królestwa Polskiego: w Kaliszu (parę ulic dalej mieszkał Adam Asnyk – z czasem najwybitniejszy obok niej poeta epoki). Gdy ukończyła lat 20, wydano ją za dzierżawcę Bronowa pod Łęczycą, starszego o 12 lat Jarosława Konopnickiego. Równo dziewięć miesięcy później urodziła syna, ochrzczonego mickiewiczowskim imieniem Tadeusz. Potem rodziła prawie co rok, czy jednak była szczęśliwą mężatką – w to wolno wątpić. Na czas pierwszej ciąży przypadła w każdym razie rodzinna tragedia: śmierć w powstaniu styczniowym, w bitwie pod Krzywosądzem, jedynego brata Jana Wasiłowskiego.
Niewiele też wiemy o początkach twórczości Konopnickiej… czy może jeszcze panny Wasiłowskiej? Bo kiedy właściwie zaczęła pisać? Literackie powołanie poczuła chyba w nieodległym od Bronowa Gusinie – tam w 1872 r. przeniosło się małżeństwo Konopnickich z szóstką dzieci. Naprawdę jednak rodziła się ta twórczość w paroksyzmach bólu: na gruzach życia osobistego. Panią Marię uskrzydlała dopiero miłość – i była to zawsze miłość pozamałżeńska.
Zaraz na początku pobytu w Gusinie Konopnicka romansowała, jak się zdaje, z guwernerem swych synów, młodszym o 12 lat Konstantym Krynickim. A wkrótce potem – to już można chyba uznać za pewnik – związała się z owdowiałym sąsiadem, właścicielem pobliskich Krask, Kornelim Dąbrowskim. Czy było przypadkiem, że akurat w tym czasie wypłynęła na szersze wody literackie, że rozpoczęła współpracę z prasą warszawską? Gdy dla kuracji gardła wyjechała z Dąbrowskim za granicę – do galicyjskiej Szczawnicy – napisała o poznanych wtedy Pieninach cykl poetycki „W górach”. Cykl opublikował w 1876 r. renomowany „Tygodnik Ilustrowany”, a otwierająca go „Przygrywka” wzbudziła zachwyt Henryka Sienkiewicza: pisarz ten, choć młodszy od Konopnickiej, był już autorem na tyle znanym, że jego opinia równała się literackiej nobilitacji.
W rok później Konopnicka porzuciła męża. Czy porzuciła także Kornelego Dąbrowskiego? W każdym razie opuściła Gusin i udała się do Warszawy pod opiekę ojca. Gdy jednak w kilka miesięcy później Józef Wasiłowski zmarł nagle na serce, została sama z dziećmi. Popadła w nędzę i, aby się utrzymać, udzielała mnóstwa lekcji, tym więcej też starała się publikować. Po gawędzie „Imć pan Kurejko” oraz po panegiryku z okazji jubileuszu Józefa Ignacego Kraszewskiego wydała w roku 1880 swą pierwszą większą książkę: „Z przeszłości. Fragmenty dramatyczne”. To był prawdziwy początek biografii kobiety dobiegającej już czterdziestki. Czy zdawała sobie sprawę, że odtąd skandalem będzie nie tylko już jej „rozwiązłe” życie, ale i „antyklerykalna” twórczość?
Książka ukazywała wielkich uczonych, prześladowanych przez Kościół: rozszarpaną przez tłum chrześcijan Hypatię z Aleksandrii, zmuszonego do emigracji Wesaliusza, złamanego przez inkwizycję Galileusza... Nawet Sienkiewicz odwrócił się od tego „wysoce niestosownego” utworu, a gorliwsi od niego wprost atakowali „osłodzoną truciznę” i „akt oskarżenia” Kościoła. Tymczasem harda prowincjuszka, wydając zaraz potem dwie serie „Poezji”, dolała jeszcze oliwy do ognia. Wolnomyślny radykalizm i romantyczny bunt przeciw rzeczywistości realizowały się tu zarówno w tonie prometejskim i wieszczym, jak i w sięgnięciu do folkloru, i to w stopniu daleko głębszym niż u bezpośrednich poprzedników: Władysława Syrokomli i Teofila Lenartowicza.
Narratorem cyklów takich jak „Obrazki”, „Na fujarce”, „Z łąk i pól”, „Łzy i pieśni” czy „Po rosie” był często chłop, opowiadający o swej krzywdzie, skarżący się na swą dolę. I może także dlatego wiersze „ludowe” Konopnickiej, melodyjne i śpiewne, zyskiwały szeroką popularność, a i do dziś uznawane są za arcydzieła. A jednak w tamtych czasach demokratyzm tych utworów niósł z sobą także zarzewie społecznego buntu. Publikowany w czasopismach poemat „Imagina” też kreślił wizję ludowej rewolty…
„Myśl moja nie godzi się z dogmatami chrystianizmu – pisała Konopnicka jeszcze w 1902 r. – ale uczucie moje jest silnie religijne. Chrystusową naukę odróżniam od kultów, jakie z niej powstawały. – Wiem, że katolicyzm jest może istotnie najbliższym cudowności tej nauki. – Myślę też, że Polska tylko katolicką być może”. Tę duszę ewangeliczną, zbuntowaną przeciw złu świata, Kościół mógł przygarnąć bez większego trudu. Tymczasem – wspominał dobrze poinformowany Wilhelm Feldman – „młodą Konopnicką w Warszawie skłoniono do zaniechania procesu wytoczonego w pierwszych poezjach Bogu i do pójścia do spowiedzi”. Dobrze przynajmniej, że nie zanegowała całkiem swego dorobku...
Wojaże i romanse
W 1883 r. wyjechała za granicę już poza ziemie polskie: do Karlsbadu (dzisiejszych Karlowych Warów), Triestu i Wenecji. Od tego czasu zaczęła wojażować coraz częściej – w 1884 r. ponownie była w Czechach, gdzie zawarła znajomość z Jaroslavem Vrchlickim, z czasem we Florencji poznała Lenartowicza. Warszawa pozostała jednak jej głównym miejscem pobytu. Tutaj przeżywała kolejne romanse, jak z młodszym o 17 lat dramatopisarzem Janem Gadomskim (jedyna książka tego twórcy, tragedia „Larik”, miała być współtworzona przez Konopnicką). Tutaj w latach 1884–86 redagowała tygodnik dla kobiet „Świt”, mający stać się przeciwwagą dla konserwatywnego „Bluszczu”. Tutaj wydała w 1887 r. trzecią serię „Poezji”, w której nadal obecny był społeczny radykalizm i nie umilkły też akcenty antyklerykalne. Również w Warszawie w tymże 1887 r. wydała tom „Cztery nowele”, objawiając się w ten sposób jako prozaik. Z kolei od opublikowania w 1884 r. powiastki „Jak się dzieci w Bronowie bawiły” rozpoczął się u Konopnickiej nurt twórczości dla najmłodszych.
Warszawa ukształtowała Konopnicką, ale stała się zaledwie pierwszym etapem jej twórczości. Bo też akurat wtedy, gdy w literaturze rozpoczynała się Młoda Polska, porwały znów Konopnicką dwie sfery: Italia i „uroda życia”. 47-letnia poetka poznała 28-letnią malarkę – wysoką, przystojną, ubierającą się po męsku i uwielbiającą polowania Marię Dulębiankę. „Niewiasta mocno kochliwa” – pisał z przekąsem o Konopnickiej Ludwik Krzywicki… Więc znów zapytajmy: czy było przypadkiem, że właśnie w tym czasie zdecydowała się ona na kolejny radykalny krok, na spalenie wszystkich już mostów? 14 lutego 1890 r. porzuciła Warszawę, wyjechała na zawsze z Kongresowego Królestwa. Wracała tu odtąd wyjątkowo, jedynie okazjonalnie.
Z początku zamieszkała w galicyjskim Krakowie, gdzie była świadkiem sprowadzenia na Wawel prochów Adama Mickiewicza. Niebawem jednak wyruszyła w głąb Austrii, jak najdalej od rodaków. W Admoncie spotkała się znowu z Dulębianką. I odtąd aż do śmierci pozostawała w Wielkiej Podróży: po Austro-Węgrzech, Niemczech, Francji, Szwajcarii, Włoszech... Nie dorównała Asnykowi, który zwiedził Afrykę, Indie i Cejlon, zdystansowała go jednak zakorzenieniem w Europie. I to jej życie, bez mała emigracyjne, umyka wciąż świadomości czytelników. A jeszcze bardziej umyka fakt, że przez cały ten czas u jej boku trwała Dulębianka – „Pietrek z powycieranymi łokciami”, jak o niej pisała.
Tragedie wzięte w nawias
Wielka Podróż została naznaczona tragediami. Już w pół roku po jej rozpoczęciu zmarł na zapalenie wyrostka pierworodny syn Tadeusz. W zbliżonym czasie córka Helena popadła w obłęd. Niebawem obłąkanie dotknęło też zięcia Bolesława Królikowskiego. A 28 listopada 1897 r. zakochany w Konopnickiej, młodszy od niej o 22 lata, obiecujący historyk Maksymilian Gumplowicz popełnił w Grazu samobójstwo. Czy uczynił to, gdy zrozumiał, że jego ukochana wybrała miłość do kobiety?
Aż dziw, że tych tragedii twórczość Konopnickiej nie odzwierciedla. Tak jakby pisarka wzięła je w nawias, jakby ani razu nie dręczyły jej wyrzuty sumienia. Z drugiej strony, łatwo przecież zrozumieć, że czego jak czego, ale liryki osobistej musiała wystrzegać się jak ognia. Wielka Podróż, wraz z lesbijskim związkiem z Dulębianką, stała się dla Konopnickiej-człowieka przekleństwem. Dla Konopnickiej-pisarki okazała się jednak błogosławiona.
Rozszerzyła się, wzbogaciła, ale też i rozjaśniła paleta jej poezji. We wszystkich nowych tomach eksploatowała tradycję Europy: dziedzictwo antyku grecko-rzymskiego i południowoeuropejskiego średniowiecza, tematy starotestamentowe i ewangeliczne… Była rzeczywiście osobowością instynktownie religijną, głęboko i emocjonalnie przywiązaną do uniwersalistycznego wymiaru chrześcijaństwa, do kultury europejskiej i jej kanonów piękna.
Ale równocześnie, jakby w ekspiacji za opuszczenie ojczyzny, nasycała swe wiersze wspominanym wciąż polskim pejzażem, a także polskim patriotyzmem – na ogół konserwatywnym, choć i teraz niewolnym od akcentów antypapieskich, jak w utworze „Do braci zmartwychwstańców”.
We Lwowie, pod pseudonimem Jan Sawa, wydawała kolejne tomy, niemożliwe do opublikowania w Kongresówce: „Damnata” (1900 r.), „Śpiewnik historyczny” (1904 r.), „Ludziom i chwilom” (1905 r.)... To w tym czasie powstały antyniemieckie wiersze „O Wrześni” i „Rota” oraz antyrosyjskie poematy „Sen Jermaka” i „Unici”. Mało kto z polskich pisarzy godził tak silnie treści narodowe z europejskimi. I mało kto z pokolenia pozytywistów był tak bliski zarówno niepodległościowym, jak estetycznym tendencjom Młodej Polski.
Jednak największy rozkwit przeżyła w tym czasie twórczość nowelistyczna Konopnickiej. W tomie „Na drodze” (1893 r.) znalazły się arcydzieła w rodzaju „Dymu”, „Naszej szkapy” i „Mendla Gdańskiego”. Natomiast impresje z Wielkiej Podróży widać było w kolejnym tomie „Ludzie i rzeczy” (1897 r.), z najwybitniejszą chyba nowelą Konopnickiej „Miłosierdzie gminy”. Opowiadanie to, godne najlepszych stronic Maupassanta, obrazowało w jakimś przeraźliwym jasnowidzeniu przeistaczanie się XIX-wiecznego humanitaryzmu w cywilizację następnego stulecia – o charakterze wręcz łagrowym (akcja, żeby było jeszcze ciekawiej, toczy się w Szwajcarii).
Lecz przecież Wielka Podróż – to także rozkwit pisarstwa Konopnickiej dla czytelników najmłodszych: olbrzymia większość jej tomików tego typu pochodzi z tych lat. A są wśród nich m.in: „Śpiewnik dla dzieci” (1891 r.), z muzyką jednego z najwybitniejszych ówczesnych kompozytorów Zygmunta Noskowskiego, „O Janku Wędrowniczku” (1893 r.), „Szczęśliwy światek” (1895 r.) ze słynnym „Stefkiem Burczymuchą”... Odrębne miejsce, tak ze względu na gatunek jak rozmiary, zajmuje baśń „O krasnoludkach i sierotce Marysi” (1895 r.), łącząca fantastykę z realizmem, a dydaktyzm z humorem – jedna z najwznioślejszych opowieści dla dzieci w całej literaturze europejskiej.
Z czasu Wielkiej Podróży pochodzi wreszcie główny zrąb dorobku translatorskiego Konopnickiej z „Sercem” Edmondo de Amicisa na czele.
Dworek od narodu
W październiku 1902 r. obchodziła Konopnicka w Krakowie i Lwowie jubileusz 25-lecia pracy twórczej. Do Warszawy nie chciała wracać, zresztą bała się tam represji z powodu swych utworów antyrosyjskich, nie zawsze przecież skrywanych pod pseudonimami. Wśród Polaków trzech zaborów cieszyła się już sławą olbrzymią, toteż 5 października 1903 r., jako pokłosie jubileuszu, ofiarowano jej „w darze narodowym” dworek w Żarnowcu koło Jedlicza w Krośnieńskiem – na podobieństwo Sienkiewiczowskiego Oblęgorka.
W nowej posiadłości nie zagrzała długo miejsca, choć powracała tam czasem na jesień bądź zimę. Na ogół jednak kontynuowała z Dulębianką Wielką Podróż – coraz częściej już teraz, w związku z pogarszającym się zdrowiem, wyjeżdżając do europejskich uzdrowisk. Po śmierci męża pojawiła się w Warszawie w rewolucyjnych miesiącach 1906 r. i przez pewien czas organizowała tam pomoc dla więźniów politycznych. Ale i tym razem szybko wróciła na europejskie szlaki, kończąc w ciągłych rozjazdach 20-letnią prawie pracę nad eposem ludowym „Pan Balcer w Brazylii”; nie przeczuwała, że w całym jej dorobku to największe rozmiarowo dzieło okaże się najbardziej martwe.
Zimę 1909/10 spędziła we Włoszech i dopiero w kwietniu wróciła z Dulębianką do Żarnowca. Ciężko tu przeżyła wieść o śmierci przyjaciółki z dawnych lat, Elizy Orzeszkowej. Ale w lipcu już sama nie była w stanie przyjechać do Krakowa na uroczystości grunwaldzkie, choć to wtedy właśnie odśpiewano po raz pierwszy jej „Rotę”. 15 września udała się w ostatnią podróż – do Lwowa. Tam zmarła: w sanatorium Kisielki, w sobotni poranek 8 października 1910 r., o godz. 5.30.
Pochowano Konopnicką we Lwowie 11 października – z dala od jej „domowej ojczyzny”, suwalskiej bądź kaliskiej. Po nabożeństwie w kościele bernardynów 50-tysięczny tłum odprowadził ją na cmentarz Łyczakowski, gdzie nad grobem tej orędowniczki ludu przemówił jej wielbiciel, pierwszy wielki twórca pochodzenia chłopskiego – Jan Kasprowicz. Ale pogrzebowi towarzyszył zgrzyt: arcybiskup lwowski Józef Bilczewski wydał duchowieństwu zakaz uczestnictwa w uroczystościach. Wszak Konopnicka – całkiem podobnie jak Orzeszkowa – nie była prawowierną katoliczką…
Bo też dopiero dziś, „ucukrowana i uleżana”, stała się autorka „Pana Balcera” synonimem szkolnej poczciwości. Czy słusznie? Ta obok Orzeszkowej pierwsza w polskiej literaturze autorka najwyższej rangi była zjawiskiem wymykającym się łatwym ocenom. W bibliografii literatury polskiej „Nowy Korbut” można znaleźć liczne tytuły utworów i wyborów dzieł Konopnickiej w przekładach na języki: czeski, słowacki, rosyjski, litewski, łotewski, estoński, białoruski, ukraiński, węgierski, serbski, chorwacki, słoweński, szwedzki, norweski, francuski, angielski, niemiecki, włoski, bułgarski, rumuński, jidysz, hebrajski, esperanto, tadżycki, chiński... Doprawdy, Maria Konopnicka wielkim – choć z pewnością nierównym – pisarzem była. Czy w swej ojczyźnie czeka nadal na odkrycie?