Prokurator Teodor Szacki jest mężczyzną. To przypomnienie dla tych, którzy widzieli ekranizację „Uwikłania”, poprzedniej powieści Zygmunta Miłoszewskiego, w której zmieniono płeć głównemu bohaterowi, chyba po to, by mogła zagrać, zresztą z powodzeniem, Maja Ostaszewska. Dodajmy od razu, jest mężczyzną po przejściach. Wskutek osobistych zawirowań pozostawił w Warszawie żonę i córkę, sam zaś przeniósł się do Sandomierza. Śladem ojca Mateusza? W żadnym wypadku, telewizyjny bohater pojawia się wprawdzie w „Ziarnie prawdy”, ale raczej jako przykład serialowej fikcji, podczas gdy nasz prokurator pracuje w realu, ma do czynienia, jak to ktoś w książce określa, z „porządnymi morderstwami”. Właśnie znaleziony został trup nauczycielki, kobiety powszechnie szanowanej, żony miejscowego radnego z niespełnionymi burmistrzowskimi aspiracjami. „Wielokrotnie przecięte w poprzek gardło przypominało skrzela…” – może jednak opuszczę dalszy ciąg opisu denatki. Morderca, jakby chcąc ułatwić śledczym zadanie (a może wręcz przeciwnie?), pozostawia w pobliżu narzędzie mordu. Nie byle jakie – jest to mianowicie ostry nóż do rytualnego uboju zwierząt. Również kolejne zabójstwo nasuwa podejrzenia, iż może to być dzieło szaleńca, mszczącego się za antysemickie prześladowania w przeszłości. Sandomierz ma przecież w swej historii i tę czarną kartę. Prasa, nie czekając na zakończenie śledztwa, nie ma wątpliwości, gdzie szukać mordercy. Prokurator Szacki nie wyklucza takiego motywu, a nawet coraz bardziej się do niego przywiązuje, choć jednocześnie intuicja podpowiada mu, że „coś tu nie jest tak…”. Radzę czytać uważnie i zwracać uwagę na szczegóły.
„Ziarno prawdy” to kawałek porządnej literatury kryminalnej, z dobrze zarysowaną intrygą i świetnie portretowanymi postaciami. Ale jest jeszcze jeden plus – mianowicie wnikliwy opis pięknego, pełnego mrocznych tajemnic miasta. Jeżeli wybiorę się kiedyś do Sandomierza, to z książką Miłoszewskiego zamiast przewodnika.
Zygmunt Miłoszewski, Ziarno prawdy, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2011, s. 398