Opublikowana dopiero co (przez Akcent) autobiografia George W. Busha „Kluczowe decyzje” to lektura obowiązkowa dla amerykanistów, politologów i hobbystów. Pozostałym czytelnikom wystarczyłoby streszczenie, bo księga jest potężna, choć nie w sile przekazu. Napisana ze swadą ghost-writerów, lecz nie bez osobistego nadzoru pisarskiego ze strony autora, który samokrytycznie przyznaje, że zawsze, w szkole zwłaszcza, największe problemy miał z językiem angielskim. Ukończył dwa świetne uniwersytety Yale i Harvarda. W książce tego nie widać.
Jego obsesją jest Irak. Afganistan da się wytłumaczyć wydarzeniami z 11 września. Nie było takiego ataku na Amerykę od czasów Pearl Harbor. Decyzję o odwecie podejmowano 26 dni. Fascynujące są mechanizmy podejmowania takich decyzji, ale tych Bush nie ujawnia, ponieważ na wszelki wypadek warto je objąć tajemnicą, bo mogą się jeszcze przydać. A że wywiady bardzo by chciały poznać szczegóły, to widać choćby po książce Jirziego Valenty „Soviet Decision Making” (w sprawie Afganistanu), którą wydano jako druk poufny w akademii West Point. Krótko mówiąc, decyzja o wejściu do Afganistanu była oczywista, choć mądry człowiek, matematyk, prof. Wolfowitz radził bez sensu, aby najpierw zaatakować Irak.
Bush twierdzi, że gdyby choć przez moment Amerykanie wiedzieli, gdzie jest ibn Laden, byłby to ostatni moment w życiu ludobójcy. Otóż – o czym prezydent Bush nie wspomina – Amerykanie wiedzieli na rok przed uderzeniem w World Trade Center i Pentagon, gdzie znajduje się zbrodniarz, a kiedyś ich sojusznik, i co porabia. Ale satelita geostacjonarny, który go widział, wyłączany był raz na dobę na pół godziny dla oszczędności i odpoczynku. Indusi to wykryli i w czasie wyłączeń przygotowywali eksplozje jądrowe, w tym wodorową. Jeśli Indusi coś wiedzą, to za chwile będą wiedzieli Pakistańczycy, bo wywiady obydwu krajów, bardzo sprawne, depczą sobie po piętach. Kiedy Pakistańczycy dowiedzieli się o harmonogramie wyłączeń satelity USA, wyprowadzili w tym czasie ibn Ladena i schowali go tak, żeby zniknął z monitorów. Zakazano mu po 11 września używania telefonów i jakiejkolwiek innej formy łączności elektronicznej. Dlatego Bush go nie znalazł, udało się to dopiero Obamie.
Blamaż związany z nieodnalezieniem ibn Ladena uważa Bush, i słusznie, za największą porażkę swojej prezydentury. Co do Iraku – był przekonany, że Saddam Husajn dysponuje bronią biologiczną i chemiczną – rzeczywiście, używał jednej i drugiej przeciwko Irańczykom i Kurdom. I że konstruuje broń atomową. Wywiad też w to wierzył, choć informacje wywiadów powinny wynikać z wiedzy, a nie z wiary. Inspektorzy z ONZ, których Husajn wyrzucił, nie potwierdzali istnienia arsenałów. Teraz w książce biograficznej Bush cały czas tłumaczy się z tego, że wywiad się pomylił. I na osłodę dodaje, że świat bez Husajna jest jednak bezpieczniejszy, bo Irak zmierza ku demokracji, podobnie jak Afganistan. Prezydent podaje przykłady: Japonia i Korea Południowa, a także Niemcy stały się krajami demokratycznymi. To prawda – Japonia za cenę Hiroszimy i Nagasaki. A Niemcy po przegranej hekatombie nie miały innego wyjścia. W Azji wprowadzenie demokracji wymagałoby stosowania standardów europejskich – poszanowania praw człowieka, praw mniejszości i granic. Tego ani w Iraku, ani w Afganistanie nie ma i nie będzie. Bush nie doczeka demokracji w tych krajach.
Jest chrześcijaninem, lecz płytko wierzącym. Religia pomogła mu zerwać z wódką. Przyznaje, ze pił nałogowo, teraz jest abstynentem. Z Putinem, który też jest chrześcijaninem, spotkał się 40 razy. Raz wspomniał w rozmowie o wolności prasy, na co Putin odwarknął, żeby go nie pouczać, kiedy się wyrzuca z pracy reporterów. Rzeczywiście, jednego w USA usunięto. Ale eksperci Busha nie podpowiedzieli mu w porę, że od czasów Jelcyna, przy którym Putin był premierem, zamordowano w Rosji 222 dziennikarzy, w tym kilkunastu z zagranicy.
Kwestią moralną dla chrześcijanina jest in vitro. Bush zezwolił na eksperymenty tylko z tym materiałem, który został trwale uszkodzony. Poza innymi kwestiami wewnątrzamerykańskimi (program „liczy się każde dziecko”) fascynującą sprawą jest kryzys finansowy, który zaczął się za Busha, nie za Obamy. Otóż po bankructwie Lehman Brothers (banku z 158-letnią tradycją) Bush udzielił gwarancji innym plajtującym gigantom, a Barack Obama tylko dofinansowal gest poprzednika. Twardy zwolennik wolnego rynku i prawicowy republikanin zastosował metody, które jego partyjni koledzy nazwali socjalistycznymi! Horrendum!
Bush, syn Busha - ambasadora w ChRL, wizytujący Pekin (zwłaszcza podczas Olimpiady) nie ma niczego do powiedzenia o chińskim gigancie, chińskim supermocarstwie, cienia refleksji o reformach Deng Xiaopinga. Dziwne to. O Polsce parę słów – o komandosach w Iraku i o Aleksandrze Kwaśniewskim, wymienionym w sznureczku innych polityków europejskich, i to nie najważniejszych. Ale o to trudno mieć pretensje. Faktem jest, że na kadencji Busha zaznaczyły się 11 września, Afganistan, Irak i kryzys finansowy. Jak na 8 lat – wystarczy.
Książka pokazuje, jak bezlitosnymi dla polityków w USA są media. I jak bezradni wobec mediów są tam politycy. W Polsce, zachowując wszelkie proporcje, relacje te to idylla.
George W.Bush, Kluczowe decyzje, Wyd. Akcent 2011, s. 580