Trudno, by było inaczej – jeśli najwybitniejszy współczesny prozaik chorwacki, wielokrotnie nagradzany (m.in. Angelus 2012), bierze się do przekładu rodzinnej historii z języka wspomnień na język literacki, nie może z tego wyjść sentymentalny nekrolog ukochanego rodzica. Nie po to Jergović czytuje Thomasa Bernharda, słynnego literackiego nienawistnika, który z rozbijania rodzinnych i narodowych mitów uczynił swój znak rozpoznawczy, by samemu podać nam pogodną kolekcję domowych anegdotek. Pisarz nigdy nie był blisko z ojcem, znanym sarajewskim lekarzem, który pracą na rzecz pacjentów zastąpił swe zupełnie nieudane życie osobiste. Nie wiadomo nawet, czy kochał syna, choć ten odziedziczył po nim wszystkie niezdrowe skłonności i słabości charakteru.
Autobiograficzna książka Jergovicia jest oskarżeniem i nieoczywistym wyznaniem miłości w jednym, brutalną rozprawą z własną rodziną (czytelnik nie zapomni nigdy demonicznej babki Štefanii, ustaszowskiej działaczki, która nawet umierającemu na tyfus synowi nie podała szklanki wody) i rodakami (kapitalne fragmenty o przymusowym chrzcie, bez którego nie sposób potwierdzić swej chorwackości). Jest wreszcie „Ojciec” rodzinnym portretem, ułożonym ze strzępów wspomnień i przewrotnym, bo niepochwalnym hymnem na cześć „przerzutów przeszłości”, z którymi „trzeba postąpić jak Indiana Jones w przypowieściach Spielberga: wracać w przeszłość przez całe życie, żeby nie zmieniło się coś, co się już wydarzyło”.
Miljenko Jergović, Ojciec, przeł. Magdalena Petryńska, Wyd. Czarne, Wołowiec 2012, s. 208