Władimir Sorokin jest prawdziwą gwiazdą literatury rosyjskiej. Niepokorny, bezkompromisowy, wielokrotnie nagradzany, należy do tych nielicznych dziś spadkobierców Czechowa i Tołstoja, na których książki warto czekać.
„Zamieć” rozpoczyna się sceną, która mogłaby się pojawić u klasyków. 42-letni lekarz powiatowy Płaton Iljicz Garin trafia do chutoru Dobieszyno, w którym musi zmienić konie. Kiedy zawiadowca miejscowej stacji odmawia pomocy, Płaton grozi sądem i zawsze skutecznym oskarżeniem o sabotaż. Płaton ma dostarczyć szczepionkę do osady Dołgie, w której panuje epidemia boliwijskiej czarnuchy, zamieniająca ludzi w zombie. W końcu udaje mu się wyruszyć wraz z poczciwym wsiowym głupkiem Chrząkałą, posiadaczem „samopędu” o mocy 50 koników. Droga przez lutową zawieruchę obfituje w przeszkody i dziwne spotkania.
Sorokin miesza poetykę snu i narkotycznej przygody z cytatami z Błoka, Dostojewskiego i legendą o Iwanie Susaninie. W „Zamieci” znajdziemy mnóstwo tradycyjnych dla rosyjskiej literatury rekwizytów, ale i supernowoczesne hologramowe radio. Nie zabrakło charakterystycznego dla pisarza języka: wirtuozerskiego, nasyconego archaizmami, rubasznego. Na uwagę zasługuje również świetny przekład Agnieszki Lubomiry Piotrowskiej.
Mimo to „Zamieć” rozczarowuje. Nie jest to rzecz tej miary, co „Kolejka” czy „Dzień oprycznika”. Sorokina, podobnie jak wcześniej Pielewina, dopadło zmęczenie. Powtarzalność chwytów i tematów w twórczości obydwu prozaików jest uderzająca. Postmodernistyczna wrażliwość, gra konwencjami, nawiązania do klasyki i ludowych baśni to za mało, żeby stworzyć świetną powieść. Sorokin nie oferuje czytelnikowi nic nowego.
Władimir Sorokin, Zamieć, przeł. Agnieszka Lubomira Piotrowska, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013, s. 176
Książka do kupienia w sklepie internetowym Polityki.