Ukraina Parano
Recenzja książki: Ziemowit Szczerek, „Przyjdzie Mordor i nas zje”
Ziemowit Szczerek, Przyjdzie Mordor i nas zje, Korporacja Ha!art, Kraków 2013, s. 224
Czym jest powieść drogi, wiadomo choćby dzięki bitnikom i ich rajdom po Ameryce. Gonzo to również wynalazek amerykański – jego prekursorem był Hunter S. Thompson, autor kultowej książki „Lęk i odraza w Las Vegas”, którą Terry Gilliam przeniósł na ekran jako „Las Vegas Parano”. Rzecz miała być reportażem, ale stała się raczej zapisem narkotykowego tripu, ujętego w ramy podróży przez Amerykę. Szczerek zmienił scenografię, zastępując amerykańskie bezdroże ukraińskim stepem, ale całej reszcie pozostał wierny. „W gonzo jest gorzała, są szlugi, są panienki. Są wulgaryzmy” – wylicza. I stosuje się skrupulatnie do tych zasad. W praktyce oznacza to mniej więcej tyle, że daje czytelnikowi to, czego ten chce się po Ukrainie spodziewać. A mianowicie – daje mu czernuchę – piekielnie mocny koktajl o nazwie Ukraina Parano. Każdy, kto choć raz był na Ukrainie, wie, że Szczerek nie zmyśla, pisząc o wielbłądach w autobusie czy drzwiach od Kamaza zamiast furtki. Ale stężenie „lokalnego hardkoru” przekracza u Szczerka dopuszczalne normy. To nieprzypadkowa strategia – autor wykpiwa bowiem w ten sposób polskie spojrzenie na Ukrainę, jednowymiarowe i ufundowane na poczuciu wyższości. Szczerek bezlitośnie obnaża obłudę polskich turystów, którzy tłumnie odwiedzając Ukrainę, mają na ustach patriotyczno-kulturowe frazesy (Schulzowski Drohobycz, Orlęta Lwowskie), a w istocie pielgrzymują na Wschód, by uleczyć swoje kompleksy. „Przyjeżdżałeś tu jak do zoo?” – z wyrzutem pyta bohatera jeden z Ukraińców i pytanie to długo jeszcze wybrzmiewa złowieszczym echem.
Książka do kupienia w sklepie internetowym Polityki.