Na tę książkę składają się dwa nietłumaczone do tej pory na polski opowiadania Bernharda: „TAK” z 1978 r. i „Wyjadacze” z 1980 r., w znakomitym przekładzie Moniki Muskały. A tłumaczyć wielokrotnie złożone zdania Bernharda, jak wiadomo, nie jest łatwo. Dostajemy do rąk jedno długie, wspaniałe, wielowarstwowe opowiadanie „TAK” (można umieścić je razem z jego najlepszymi utworami) i drugie, krótkie, „Wyjadacze” – ciekawe, choć niedorównujące pierwszemu. Łączy je podobny narrator albo bohater – outsider, który patrzy na ludzi jak na materiał do filozoficznych rozmyślań. Koller z „Wyjadaczy” pracował nad dziełem o fizjonomice, a jego bohaterami mieli być tytułowi „Wyjadacze”, czyli klienci taniej jadłodajni w Wiedniu. Z kolei bohater opowiadania „TAK”, samotnik, całkowicie skupiony na swojej pracy naukowej, obserwował parę Szwajcarów, którzy kupili najgorszą działkę w tej okolicy. Zaciekawiła go szczególnie żona, nazywana Persjanką. Poznajemy życie kobiety, która potrafiła rozwijać talenty swojego męża (choć go nie kochała), a teraz po latach została przez niego porzucona. Miała dobry wpływ też na bohatera, bo dzięki niej mógł pokonać kryzys twórczy. Ale jej życie jest równią pochyłą, ilustracją najciemniejszych przekonań bohatera: „Przecież poza porażkami nic nie ma. Mając przynajmniej wolę porażki, idziemy naprzód i w każdej sprawie i we wszystkim musimy mieć przynajmniej wolę porażki, jeśli nie chcemy pójść na dno od razu”. Persjanka, w przeciwieństwie do otoczenia, była osobą świadomą: „Wszystkich tych ludzi, kimkolwiek by byli, porusza mechanizm rozpraszania myśli o śmierci (…). Wszystko w człowieku jest rozpraszaniem myśli o śmierci”. Chyba że, tak jak Persjanka, widzi się swoje życie jako porażkę i w perspektywie śmierci. U Bernharda ironia zyskuje wymiar tragiczny, a puenta tego niesłychanego opowiadania chwyta czytelnika za gardło.
Thomas Bernhard, TAK. Wyjadacze, przeł. Monika Muskała, Czytelnik, Warszawa 2016, s. 188