Stanisław Łubieński ma także wyjątkowy dar pisania o tym, co zwykłe. „Dwanaście srok za ogon” nie jest książką o egzotycznych gatunkach – autor skupia się choćby na mieszkańcach miejskich parków, pokazując, że to, co bliskie, jest niesłusznie pomijane. Ptasiarstwo – jak każda pasja – ma też swoje minusy. Jest nim choćby syndrom BCD (Birding Compulsive Disorder), który może prowadzić do niezwykle niebezpiecznych sytuacji – jadący samochodem ptasiarz potrafi nagle zahamować, ponieważ na łąkach przy autostradzie dostrzegł ciekawy okaz. Zazwyczaj jednak uboczne efekty ptasiarstwa objawiają się w sposób łagodny: chodzenie z zadartą głową, uciszanie rozmówców, wreszcie – nieustanne zarażanie innych swoją namiętnością. Stanisław Łubieński robi to w sposób wyrafinowany. Nie daje przy tym zapomnieć, że patrzy na ptaki nie tylko z punktu widzenia przyrodnika, ale też humanisty. Rzecz jasna – humanisty z syndromem BCD, który stojąc przed obrazem Chełmońskiego, dostrzega maestrię malarza, ale też jego umiejętności z zupełnie innej dziedziny („Dropie są bardzo płochliwe, jak Chełmońskiemu udało się je podejść?”), który wytyka Mickiewiczowi nieznajomość ptaków drapieżnych i z przekąsem czyta Žižka, dopatrującego się w „Ptakach” Hitchcocka freudowskich konotacji. A także przypomina cytat z angielskiego przyrodnika Arnolda Boyda: „Nie mogę powstrzymać się od refleksji, że gdyby Hitler był ornitologiem, przełożyłby wybuch wojny do czasu zakończenia jesiennej migracji ptaków”. Ptasiarze inaczej patrzą na świat.
Stanisław Łubieński, Dwanaście srok za ogon, Czarne, Wołowiec 2016, s. 208