Od pierwszych stron rozpoznamy typową dla prozy Krzysztofa Vargi zdrową dawkę obmierzłości świata: koszmar rodzinnych Wigilii, kiedy to karp i rozmowy przy stole stają w gardle. W kolejnym opowiadaniu córce staje w gardle obiad u mamy i jest przekonana, że nawet „Sąd Ostateczny pachniał będzie odgrzewanym bigosem”. Opowiadania składają się na współczesny obraz kręgów piekielnych – rodziny, korporacji, mediów społecznościowych, czyli nieistnienia – a rozgrywa się to w różnych częściach Warszawy.
Jednak to nie jest po prostu realistyczny portret miasta, co chwila czytelnik napotyka rozmaite pułapki, które mają wytrącić go z toku lektury, a to znaczące imiona bohaterów, a to powtarzające się wątki. Mnożą się aluzje literackie: początek opowiadania odsyła do Eliota, a inny do Prousta. Im dalej, tym wyraźniej widać, że opowiadania są podobnie skonstruowane – wszystkie opierają się na fabularnej wolcie i zaskakującej puencie. Najciekawsze okazują się „Konfesje przedśmiertne” – utrzymane w stylu późnego Pilcha, czyli nostalgiczny przegląd „diablic”, które zostawiły bohatera. I dopiero zakończenie całkowicie zmienia perspektywę. To nie zmienia faktu, że cała książka wydaje się zbiorem ćwiczeń formalnych. I oczywiście ciekawie jest śledzić zagadki, jednak okazuje się, że pomysł układanek formalnych nie idzie w parze z konstrukcją bohaterów, którzy są mało przekonujący, płascy. Ich posunięcia przyjmuje się z obojętnością. Już lepiej, żeby czytelnika złościli.
Krzysztof Varga, Egzorcyzmy księdza Wojciecha, Wielka Litera, Warszawa 2017, s. 270