O tym, co ma wspólnego kot z pokrzywą, co kryje w sobie badyl, jak goją się rany drzew i kiedy najtrudniej jest żyć roślinom (wtedy, kiedy ludziom jest najlepiej). O tym wszystkim przeczytamy w pięknej książce Urszuli Zajączkowskiej. Autorka łączy botanikę – którą zajmuje się naukowo w Zakładzie Botaniki Leśnej SGGW, gdzie jest adiunktem – z literaturą. Za tom wierszy „minimum” otrzymała Nagrodę Kościelskich. Teraz dostajemy książkę, która jest inna niż opowieści o sekretnym życiu roślin czy rozmaite popularnonaukowe opracowania. Inna, bo Zajączkowska opowiada swoim stylem i ze swoją charyzmą, która sprawia, że natychmiast chce się ruszyć czerwcową nocą (jak ona w Wołominie) podglądać chwasty i zagajniki ruderalne. Bardzo ciekawy rozdział poświęciła roślinom, które rosną na gruzach miast (Zajączkowska przypomina prace poświęcone roślinności zrujnowanej podczas wojny Warszawy). Widać to tak: „Góry cegieł, zgliszcza, potoki światła i młode liście”. Opowiada też o tym, czym zajmuje się naukowo – o badaniu ruchów roślin, możemy nawet zobaczyć rysunki wykonane podczas takich obrotów przez rośliny. Kiedyś badała włoski na ogonkach dyni i okazało się, że to właśnie dzięki nim liście podnoszą się do światła. To również opowieść o tym, jak doświadczona badaczka bała się wejść do laboratorium właśnie przez te włoski dyni. Zajączkowska jest wyczulona na język i to też jest książka o języku – pięknie dowartościowuje choćby słowo „badyl”: „Bo w konarze jest schowany badyl, w badylu jest gałąź, ta sprzed roku, i kijek sprzed kilku lat, a jeszcze głębiej siedzi cicha gałązka”. Już samo czytanie tej książki przypomina spacer z autorką, na którym udziela się nam czułość jej spojrzenia.
Urszula Zajączkowska, Patyki, badyle, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2019, s. 300