Muzyka

Powrót na swoje

Recenzja płyty: Sting, „The Last Ship”

materiały prasowe
Płyta ma udane momenty.

Jeśli w prasie wracają uwagi na temat jogi, samodoskonalenia i tantrycznego seksu, to znaczy, że zbliża się nowy album Stinga. Wątków tych nie podnoszono przez parę lat, gdy wydawał serię nagrań dla Deutsche Grammophon – utwory na lutnię czy symfoniczne wersje starych hitów. Podbój świata muzyki poważnej okazał się trudny – płyty sprzedawały się świetnie jak na ten rynek, ale krytycy zachowali chłodny dystans. Dziś więc Gordon Sumner wraca na bezpieczne pozycje i proponuje zestaw piosenek o balladowym, folkowym, lekko celtyckim charakterze. Część z nich zwiastuje kolejny wielki projekt – tym razem musicalowy, premiera w Nowym Jorku za rok – i opowiada historię upadku stoczni w północnej Anglii. Sting pozazdrościł chyba społecznego wymiaru twórczości Elvisowi Costello. Nawet wokalnie eksponuje akcent ze swoich rodzinnych ziem. Płyta ma udane momenty, gdy artysta spuszcza z jak zwykle lekko ckliwego, salonowego tonu – w lżejszym „And Yet” czy wzruszająco prostym „So To Speak”, zaśpiewanym z Becky Unthank. Ale biorąc pod uwagę fakt, że pretensji i nudziarstwa porzucić nie potrafi, Broadway wydaje się dla niego nie najgorszym miejscem zesłania.

 

Sting, The Last Ship, Cherrytree/A&M

Polityka 39.2013 (2926) z dnia 24.09.2013; Afisz. Premiery; s. 71
Oryginalny tytuł tekstu: "Powrót na swoje"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Izrael kontra Iran. Wielka bitwa podrasowanych samolotów i rakiet. Który arsenał będzie lepszy?

Na Bliskim Wschodzie trwa pojedynek dwóch metod prowadzenia wojny na odległość: kampanii precyzyjnych ataków powietrznych i salw rakietowych pocisków balistycznych. Izrael ma dużo samolotów, ale Iran jeszcze więcej rakiet. Czyj arsenał zwycięży?

Marek Świerczyński, Polityka Insight
15.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną