Dorota Szwarcman: – Kwadrofonik składa się z Lutosławski Piano Duo i z Hob-beats Duo. Pierwszy z duetów powstał wcześniej?
Bartłomiej Wąsik: – Tak, w 1999 r. Byliśmy na drugim roku studiów. Emilka miała egzamin z fortepianu i potrzebowała pianisty-akompaniatora. Pierwszym „prawdziwym” utworem na duet fortepianowy, za który wzięliśmy się poważnie, były „Wariacje na temat Paganiniego” Witolda Lutosławskiego.
Stąd nazwa.
Emilia Sitarz: – Często zespoły powstają ze względu na jakiś utwór albo z powodu konkursów, ale to nie nasz przypadek. My na pierwszy konkurs pojechaliśmy w 2000 r. do Grecji i wygraliśmy.
BW: – Trzeba było tam grać utwory sprawdzające umiejętności w dziedzinie pianistyki i kameralistyki – Schuberta, Mozarta. Nasza miłość do XX w. pojawiła się trochę później.
A jak było z Hob-beats Duo?
Magdalena Kordylasińska: – My też założyliśmy duet na drugim roku studiów, w 2002 r.
Miłosz Pękala: – I też nie z powodu konkursów, tylko po prostu dlatego, że chcieliśmy razem grać. Perkusja jest dużo mniej popularna niż skrzypce czy fortepian, koncertów perkusyjnych nie jest w Polsce wiele.
MK: – Zaczęliśmy od transkrypcji na dwie marimby „Historii tanga” Piazzolli czy „Suit angielskich” Bacha. Ale już w 2004 r. Ania Ignatowicz-Glińska napisała „Passacaglię”, która była dużym przełomem nie tylko w naszym repertuarze, ponieważ z czasem weszła do światowego repertuaru duetów perkusyjnych, jest grywana na konkursach.
A wasze spotkanie?
BW: – Na naszej wspólnej uczelni, czyli dzisiejszym Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina, w związku z wielkim dziełem napisanym na ten zestaw...
Sonatą na dwa fortepiany i perkusję Béli Bartóka?
BW: – Pisałem pracę dyplomową o tym utworze i miałem go również wykonać, więc poza Emilką zaprosiłem kolegów z naszego roku. Jeden z nich nie mógł wystąpić i na zastępstwo przyszedł Miłosz, który nas zachwycił swoją grą na kotłach. Potem okazało się, że gra w duecie z Magdą, i następne nasze wykonanie tej sonaty było już w obecnym składzie. Innym ważnym utworem był „Makrokosmos III” George’a Crumba, który stał się dla nas biblią efektów dźwiękowych. Nadal kochamy go grać.
ES: – Zagraliśmy wzajemnie na naszych dyplomach, a Magda z Miłoszem jeszcze po naszych studiach podyplomowych w Rostocku. I nie mieliśmy pomysłu, co dalej.
BW: – Wtedy moja koleżanka z klasy jeszcze z Lublina, Magda Sobczak, która jest cymbalistką i śpiewa w Kapeli ze Wsi Warszawa, powiedziała: słuchaj, Bartek, jest taki konkurs Nowa Tradycja. Wiedziałem o jego istnieniu, wiedziałem też, jaka muzyka jest tam prezentowana. Z początku machnąłem ręką, ale potem nagle pomyślałem, że właściwie czemu nie. Zadzwoniłem do Magdy, Miłosza i Emilki i wzięliśmy się do ostrej pracy, a warunki mieliśmy spartańskie.
MP: – Partyzanckie!
MK: – Bo wtedy wszyscy byliśmy już po studiach i nie mieliśmy dostępu do sal i do instrumentów. Mieliśmy chyba już marimbę, ale spakowaną w domu.
MP: – Mieszkaliśmy w wynajmowanym pokoju, z kolegami. Wszystkie instrumenty były u nas i przeciskaliśmy się między nimi.
MK: – Na szczęście przyszedł nam z pomocą Piotr Gliński, też z Kapeli ze Wsi Warszawa, który pracuje w szkole na Namysłowskiej. I tam jeździliśmy tramwajami na próby, z instrumentami...
BW: – Zaczęła się praca, i to sprintem, bo mieliśmy zaledwie dwa tygodnie do terminu wysłania nagrania. Przesłuchiwaliśmy nagrania archiwalne śpiewaków ludowych. Potem Miłosz przyniósł MiniDisca z malusieńkim mikrofonem, który rejestrował każdy szum i trzeba było chodzić na palcach między instrumentami, żeby nie brudzić nagrania dodatkowymi odgłosami.
Program musieliście stworzyć od zera. Jak powstawały te aranżacje?
ES: – Pamiętam, jak Miłosz z Madzią do nas dzwonili, akurat mieli marimbę rozłożoną, i grali nam to, co wymyślili.
MK: – Ja pamiętam, że przyszliście z gotową formą „Jaworowych kółek”...
MP: – ...do których ja potem dopisałem partie instrumentów perkusyjnych.
MK: – A z kolei „Pozic mamo raz” stworzyliśmy wszyscy razem, improwizując na próbie. Sprawdzaliśmy, które brzmienia nam odpowiadają, i nagrywaliśmy.
BW: – Wysłaliśmy nagranie do Polskiego Radia i okazało się, że nas przyjęli. To już był szok dla nas, dla mnie przynajmniej: Jezus Maria, konkurs Nowa Tradycja, co ja powiem znajomym? Przecież zajmuję się klasyką, a tu nagle coś takiego. Dzień przed występem zadzwoniła do nas pani Maria Baliszewska z Radiowego Centrum Kultury Ludowej i powiedziała: no, mam nadzieję, że poćwiczyliście porządnie. Miałem wrażenie, że po tym nagraniu miała wątpliwości.
Przyjęli was, bo chcieli odmiany?
BW: – Możliwe.
MK: – Nie zapomnę próby już w Studiu im. Lutosławskiego. Byliśmy niepewni, czy w ogóle wychodzić, czy to ma jakiś sens.
BW: – I wielkie oczy pracowników technicznych, którzy musieli wnosić fortepiany – jak to, dwa? I jeszcze klapy trzeba zdjąć?
ES: – Przed wyjściem powiedzieliśmy sobie, żeby się nie przejmować, jakby nie było braw po pierwszym utworze. Myśleliśmy, że nas wygwiżdżą. Ale jednak brawa były, i to był jeden z piękniejszych momentów w moim byciu na scenie w ogóle.
BW: – Co więcej, zrobiliśmy coś, co mogło być odczytane jako bezczelność z naszej strony, czyli po występie pojechaliśmy po prostu do mnie do domu. I nagle o 22.00 telefon: gdzie wy jesteście? Bo właśnie zostały ogłoszone wyniki i zgarnęliśmy wszystko, co się dało: Grand Prix, Burzę Braw, czyli nagrodę publiczności, i Nagrodę Prezydenta m.st. Warszawy. Szok. Sam jestem ciekaw, jak to wyglądało z sali, kiedy taka formacja pojawiła się ni z tego, ni z owego między zespołami wzorującymi się na muzyce tradycyjnej.
Ja to pamiętam. Rzeczywiście byliście tam trochę jak z Księżyca, ale to właśnie było świetne. Od tej pory aranżacje są dużą częścią waszej działalności.
ES: – Jeszcze robimy wierne transkrypcje innych utworów, jak „Święto wiosny” Strawińskiego czy „Harnasie” Szymanowskiego.
BW: – Ale np. w aranżacjach piosenek dla dzieci Witolda Lutosławskiego do słów Juliana Tuwima, które wykonywaliśmy i nagraliśmy z Dorotą Miśkiewicz, musieliśmy się opierać na naszej wyobraźni dźwiękowej, dodać im kolorów i oddać charakter słowa. Jest tam też dużo dowcipu. Dobry dowcip moim zdaniem wiąże się z inteligencją, a dzieci są bardzo inteligentną publicznością. Ile razy po naszych koncertach organizatorzy przychodzili i mówili: nareszcie jakiś poziom dla dzieciaków. Bo na tym rynku jest niestety dużo hochsztaplerów.
MK: – Instrumentarium też zazwyczaj na koncertach dla dzieci ogranicza się do zestawu minimum.
MP: – A my nie idziemy na kompromisy. Przyjeżdża wagon instrumentów i ludzie się dziwią: jak to, gramy tylko 45 minut i aż tyle tego?
BW: – Zwykle rozkładamy się na scenie i składamy o wiele dłużej, niż trwa sam koncert. Ale warto.
MK: – Pokazujemy też dzieciom instrumenty i techniki gry. Mamy nadzieję, że coś im z tego zostanie i to właśnie będą nasi przyszli odbiorcy, dla których nowa muzyka nie będzie czymś dziwnym.
ES: – To jest nasz plan wieloletni: wychowywać sobie publiczność, tworzyć ją, zadbać o nią.
BW: – Natomiast „Requiem ludowe” z Adamem Strugiem to ciemna strona Księżyca. Już niedługo po tym, jak wygraliśmy Nową Tradycję, miałem pomysł, żeby zrobić requiem. Impulsem stał się Rok Kolberga: Małgorzata Małaszko, szefowa radiowej Dwójki, zapytała nas, czy coś szykujemy na tę okazję. Adama znaliśmy wcześniej z nagrań.
MK: – I bardzo nam się podobał.
BW: – To było trudne, bo nie chcieliśmy go udusić naszymi dźwiękami, ale też nasza warstwa muzyczna jest w tym utworze bardzo ważna. 30 marca będziemy grać „Requiem” w Poznaniu, a jeszcze w lutym wchodzimy do studia i nagrywamy. Płyta ma ukazać się na przełomie marca i kwietnia. Latem zagramy z Adamem na Międzynarodowym Festiwalu Folkowym Europejskiej Unii Radiowej w Krakowie.
Gracie też utwory napisane dla was. Dużo ich już powstało?
ES: – Z kilkanaście. Jest „Różnia” Wojtka Zycha, która zapełnia cały koncert, mamy też materiał na kilka innych koncertów. Bardzo tu pomocny jest program Zamówienia Kompozytorskie, realizowany przez Instytut Muzyki i Tańca. W zeszłym roku na festiwalu Instalakcje w Nowym Teatrze dokonaliśmy, z udziałem śpiewaczki Barbary Majewskiej, prawykonań utworów Andrzeja Kwiecińskiego, Wojtka Blecharza, Aleksandry Gryki i Sławka Wojciechowskiego. Ten koncert był świetnie przyjęty, bo była to publiczność, która ogólnie ma kontakt ze sztuką współczesną.
MP: – Ale pozycja muzyki nowej w Polsce nie jest wysoka. Nie słyszymy jej na co dzień, tylko incydentalnie na festiwalach kilka razy w roku. A przecież to ona posuwa nasz dorobek kulturalny do przodu.
BW: – Jest komentarzem do tego, co się dzieje na świecie, do kondycji ludzkiej. Tymczasem, kiedy w Polsce rzucić hasło: George Crumb, „Makrokosmos III”, to ludzie nie wiedzą, o co chodzi. Ale kiedy tłumaczymy publiczności, jaka tam jest symbolika, jest cisza jak makiem zasiał.
ES: – Potrzebna jest edukacja, ale nie szczegółowa, bo także wśród publiczności koncertów muzyki klasycznej nie wszyscy są znawcami. Mam wrażenie, że pogląd, że do muzyki współczesnej trzeba być specjalnie przygotowanym, jest kwestią jakiejś negatywnej propagandy. Chcemy uczynić dla tej muzyki, co się da, dlatego założyliśmy stowarzyszenie. Robimy pierwszy festiwal zespołów kameralnych grających muzykę współczesną we wrześniu w Polskim Radiu. Przygotujemy nowe utwory: Wojtka Zycha, Mikołaja Laskowskiego, Kasi Szwed.
BW: – Zagramy też w duecie z Emilką repertuar z końca XX w. Festiwal będzie miał część edukacyjną, którą zajmie się kompozytor Sławek Wojciechowski. Dzieci nie będą tam siedzieć i słuchać jak na tradycyjnych koncertach, tylko będą same uczestniczyły w grze.
ES: – Marzy mi się też projekt z młodzieżą gimnazjalną.
MK: – Powstała przepaść, bo jest dużo projektów edukacyjnych dla dzieci od 4 do 8 lat, a od gimnazjum młodzi ludzie są pozostawieni sami sobie. Lekcje muzyki w gimnazjum podążają za klasycznym repertuarem, a innych epok brakuje.
ES: – A przecież właśnie wtedy młodzi najwięcej chłoną. Praktycznie non stop słuchają muzyki.
MP: – To publiczność najbardziej wymagająca, więc zadanie jest trudne.
MK: – Jak nakłonić tę młodzież do otwarcia się, do pójścia na koncert i zrozumienia – to jest zagadka. Spróbujemy ją rozwiązać.
rozmawiała Dorota Szwarcman
***
Kwadrofonik – kwartet, który powstał z dwóch duetów: fortepianowego (Emilia Sitarz i Bartłomiej Wąsik) i perkusyjnego (Magdalena Kordylasińska i Miłosz Pękala). Karierę rozpoczął zwycięstwem na Festiwalu Folkowym Polskiego Radia Nowa Tradycja. Niewiele jest utworów na taki skład, więc zespół opracowuje dla siebie repertuar, tworząc efektowne transkrypcje. Zamawia też utwory u innych kompozytorów.