Teatr

Chłopcy malowani

Recenzja spektaklu: „Ułani”, reż. Piotr Cieplak

Od lewej: Dominika Kluźniak (Zosia), Anna Seniuk (Ciotunia) i Jerzy Radziwiłowicz (Graf). Od lewej: Dominika Kluźniak (Zosia), Anna Seniuk (Ciotunia) i Jerzy Radziwiłowicz (Graf). Jacek Domiński / Reporter
Cieplak przypomina późnemu Rymkiewiczowi i jego wyznawcom twórczość wczesnego Rymkiewicza, w której kpił z polskiego mesjanizmu, romantyzmu, kultu dworków, orłów i ułanów.

W zamian proponował koncept żabobociana i swojskiego wroga – oswajanego przez wieki, bliskiego. W tej roli Graf feldmarszał, na czele grenadierów germańskiej proweniencji bijący ułanów. Tragikomedia z 1975 r. bawi się motywami ze sztuk Fredry czy z „Pana Tadeusza”. Dworek, Ciotunia (Anna Seniuk) zamierza wydać Zosię (Dominika Kluźniak) za porucznika ułanów Lubomira (Hubert Paszkiewicz), jednak para bardziej niż sobą nawzajem zafascynowana jest pełnym wigoru Grafem (Jerzy Radziwiłowicz). Tymczasem ożenek Zosi to sprawa wagi narodowej – traktowana jak klacz rozpłodowa ma wydać na świat Dziecko, na które – jak poucza Widmo księcia (Mariusz Benoit, siedzący na koniu twarzą w kierunku zadu) – Polacy czekają od stuleci.

Rymkiewicz bez litości (i często bez lekkości) dezawuuje i obśmiewa polskie mrzonki, za czym Cieplak ochoczo idzie. Scena przy Wierzbowej zmienia się w Muzeum Wszech-Ułaństwa Polskiego, wśród eksponatów m.in. klekoczące bociany, kolekcja wąsów, odcisk palca Adama Mickiewicza czy wielkie malowidło z ułanami „rechrystianizującymi Europę”, czyli kobiety we współczesnych strojach kąpielowych. Widzowie są zachwyceni. Wszystko to jednak tyleż dobre i trafne, co oczywiste, zgrane i ciężko strawne – jak bigos serwowany w przerwach w bufecie.

Jarosław Marek Rymkiewicz, Ułani, reż. Piotr Cieplak, Teatr Narodowy w Warszawie

Polityka 13.2018 (3154) z dnia 27.03.2018; Afisz. Premiery; s. 85
Oryginalny tytuł tekstu: "Chłopcy malowani"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną