Historia sztuki zaczęła się na dobrą sprawę od fascynacji ludzkim ciałem (by przypomnieć choćby Wenus z Willendorfu), a potem przez kolejne epoki raz owo ciało dość szczelnie zakrywano, kiedy indziej zaś śmielej obnażano. Ale dopiero ostatnie półwiecze wniosło w tę fascynację nowe wątki, krzyżując nagość z takimi pojęciami jak mit, tabu, opresja, dominacja, socjalizacja, gender, a nawet sacrum. Wystawa w Zachęcie jest kolejną z licznych odsłon owych „niebezpiecznych związków sztuki z ciałem”, jak je niegdyś określiła Izabela Kowalczyk.
Ekspozycję można zwiedzać na dwa sposoby. Bardziej ambitni widzowie winni podążyć tropem kuratorki Marii Brewińskiej, która z kolei podążyła tropem dwóch książek francuskiego filozofa Jean-Luca Nancy (Corpus i Corpus II). Starał się on odpowiedzieć na wiele trudnych pytań: Czy nasze ciała są dla nas czymś, co posiadamy na własność? Czy myśli są wytworem czystego rozumu, czy rodzą się w ciele? A nawet fundamentalnego: Czym jest ciało własne, czym obce? Pytanie dla tych ambitniejszych widzów brzmi: Na ile pokazywane prace odpowiadają na postawione pytania? Zwiedzającym bez filozoficznego zacięcia polecam zaś po prostu oddać się emocjom, ignorując ontologiczne wątki i szukając własnych interpretacji. Dzieł na wystawie jest może niewiele (33), ale dobrane zostały bardzo świadomie i każde z nich to osobna opowieść o ludzkiej cielesności, która – mimo tak wielu prób eksploracji – ciągle pozostaje tajemnicą. Nie tylko dla filozofów.
Corpus, wystawa zbiorowa, Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa, do 19 października