Nie od dziś wiadomo, że wielu polskich milionerów – wzorem jeszcze bogatszych milionerów ze świata – gromadzi dzieła sztuki. Niestety, imponujące niekiedy kolekcje, które powstały w ostatnich 20 latach, skwapliwie chowano przed wzrokiem postronnych i wykorzystywano do ozdabiania coraz większych i coraz liczniejszych prywatnych rezydencji. Aliści mamy właśnie do czynienia z pierwszym wyłomem. Oto w poznańskim Starym Browarze otwiera się wystawa części zbiorów Grażyny Kulczyk. Wprawdzie ekspozycję oglądać będzie można zaledwie przez kilka miesięcy, ale jej właścicielka obiecuje, że to jest rodzaj próby generalnej przed stworzeniem w przyszłości stałego prywatnego i ogólnie dostępnego dla publiczności muzeum.
Dla kolekcjonerów w pierwszym pokoleniu dość typowe jest gromadzenie wszystkiego. Owa przypadłość nie ominęła także Grażyny Kulczyk. A zatem mamy tu prawdziwe bogactwo stylów, kierunków, epok historycznych, od ikon po obrazy abstrakcyjne, od XIX-wiecznego malarstwa akademickiego, przez Malczewskiego i klasyków nowoczesności, po sztukę najmłodszą i awangardową. Trzeba jednak przyznać, że kurator wystawy z owej radosnej różnorodności uczynił walor, zestawiając prace w tzw. tematyczne sale, jak np. sala aktu, rzeźby cielesnej, mody, religijna, a nawet perwersyjna. W ten sposób dzieła pasujące do siebie jak pięść do nosa nagle znalazły się w zgodnej koegzystencji. Na szczęście miał w czym wybierać; to naprawdę przebogata kolekcja, głównie sztuki najnowszej. Czyżby Grażyna Kulczyk pozazdrościła Peggy Guggenheim? Oby.