Kac po 1:6 z Belgią jeszcze nie minął, a już polska reprezentacja musiała stanąć przeciwko Holandii, która 1 czerwca rozbiła Belgów 4:1. Trzeba przyznać, że w tej sytuacji trenerowi Czesławowi Michniewiczowi trudno było szukać powodów do optymizmu. Ale wydarzenia na boisku pokazały, że w pewnym stopniu udało mu się. Gdyby nie sromotna porażka w minioną środę, wyjściowy skład wyglądałby trochę inaczej. Dość niespodziewanie znalazł się w nim np. Grzegorz Krychowiak, który nie olśniewa formą, ale doświadczeniem imponuje. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami na trybunach usiadł Robert Lewandowski, który wróci na boisko we wtorek na rewanż w Polsce z Kevinem De Bruyne i jego kolegami. Ostatecznie zabrakło też rekonwalescenta Arkadiusza Milika.
Zalewski i Piątek podają. Euforia trwała krótko
Po raz pierwszy od początku pojawił się na lewej stronie 20-latek z Romy Nicola Zalewski i całkiem możliwe, że już niedługo stanie się to regułą. Holendrzy nie speszyli go ani trochę, nie obawiał się pojedynków, a w 18. minucie jego dalekie podanie wszerz boiska pozwoliło Matty’emu Cashowi strzelić nie do obrony. Polacy głównie się bronili, ale nie tracili głowy, a Holendrzy nie mieli najlepszego dnia.
Druga połowa zaczęła się sensacyjnie. Po podaniu Krzysztofa Piątka Przemysław Frankowski i Piotr Zieliński jak na podwórku sami naprzeciw bramkarza Holendrów wywiedli go w pole. Sędzia odgwizdał spalonego, ale VAR pokazał co innego. Było 2:0 dla Polaków.
Euforia trwała wyjątkowo krótko. W kilka minut nastąpiły dwa skuteczne ataki gospodarzy. Wydawało się, że wracamy do scenariusza brukselskiego, ale minuty mijały, mecz się zaostrzał (także za sprawą sędziego), a remisowy wynik się nie zmieniał. Widowisko było emocjonujące, choć na pewno nie piękne.
Czytaj też: Liga Mistrzów jednak dla Królewskich
Obrona, kontratak, świetny Skorupski
Słynny trener Holendrów Louis van Gaal przeprowadzał zmiany, jego zawodnicy przyduszali Polaków w pobliżu pola karnego, ale bez rezultatów. Krótko przed końcem podstawowego czasu w straszliwym zamieszaniu pod bramką Łukasza Skorupskiego Matty Cash ewidentnie pomógł sobie ręką, co wychwycił VAR. Do karnego podszedł świetny Memphis Depay, który wcześniej robił co chciał z polskimi obrońcami poza zdobyciem gola. To nie był jego szczęśliwy dzień. Huknął w słupek i w ten sposób po następnych kilku nerwowych minutach Czesław Michniewicz z drużyną mogli się cieszyć z niespodziewanego remisu.
Ten mecz pokazał, że w zetknięciu z markami takim jak Holandia czy Belgia nasza kadra ma szansę tylko wtedy, gdy postawi na konsekwentną obronę i wykorzysta jedną z kilku szans na kontratak. Obecna seria spotkań w Dywizji A Ligi Narodów służy m.in. wyborowi dwóch bramkarzy, którzy pojadą na mundial ubezpieczać Wojciecha Szczęsnego. Wydaje się, że po meczu w Rotterdamie bilet wykupił też Łukasz Skorupski.
Dzisiaj nastroje są lepsze i oby się nie zmieniły po wtorkowym rewanżu z Belgią.
Czytaj też: Żelazna Świątek i błyszczący Lewy. Co ich łączy, co ich dzieli