Procenty czy kalorie
Czy producenci alkoholi powinni podawać liczbę kalorii na etykietach?
Skoro mamy w Unii Europejskiej prawo zmuszające producentów żywności do dokładnego informowania o składzie i wartości odżywczej artykułów spożywczych, dlaczego podobnych informacji nie umieszczać na etykietach napojów alkoholowych?
Z takiego założenia wyszła brytyjska europosłanka Glenis Willmott. Już po raz drugi próbuje przekonać Komisję Europejską, by ta zmusiła przemysł spirytusowy do podawania na opakowaniach trunków liczby kalorii.
Za pierwszym razem sojusz producentów oparł się temu pomysłowi. Bo nie w smak mu zapewne, abyśmy wiedzieli, na co się decydujemy, wychylając kieliszek szampana, wódki lub likieru. Ale dobrze czasem wiedzieć, że trunek nie idzie tylko do głowy. W niewidoczny z pozoru sposób odkłada się również w tkance tłuszczowej.
Sute tycie
Nie chcę rozpisywać się tu o zaletach picia kieliszka czerwonego wina do obiadu, bo fakt ten jest bezsporny i dobrze wszystkim znany. Inne badania mówiące o korzystnym wpływie niewielkiej ilości czystej wódki lub porto na funkcje rozmaitych organów wewnętrznych zostały również potwierdzone, aczkolwiek są też takie, które podważają ich prawdziwość.
Naukowcy nie mogą dojść do porozumienia, w jakich ilościach alkohol służy zdrowiu, a kiedy zaczyna szkodzić. Ale są zgodni w jednym: kilka litrów piwa tygodniowo sprzyja tyciu, a po suto zakrapianej imprezie możemy wzbogacić się o co najmniej tysiąc kalorii, co równoznaczne będzie z jednorazowym pochłonięciem kilku pączków.
Nie rozumiem więc, dlaczego zwalniać przemysł spirytusowy z podawania tego typu ostrzeżeń na opakowaniach trunków, skoro producenci papierosów od dawna są zobowiązani do podawania na etykietach mnóstwa informacji i niemal całej tablicy Mendelejewa.