Odebrać? Czy nie odebrać? Może to coś ważnego? A może to telemarketing albo znajomy chce sobie tylko pogadać? Takie właśnie dylematy pojawiły się, gdy zaczęliśmy z komórkami wyjeżdżać za granicę. Wiadomo było, że telefonowanie w roamingu jest bardzo drogie, ale co gorsza, sporo trzeba też było zapłacić za odbieranie rozmów – nawet 2 złote za minutę w Europie. Do dzisiaj roaming jest bardzo drogi. Z jednym wyjątkiem.
Od 2007 r. ceny spadają systematycznie w ramach Europejskiego Obszaru Gospodarczego, czyli w krajach Unii, a także w Norwegii i na Islandii. Wieloletnia batalia Komisji i Parlamentu Europejskiego sprawiła, że krok po kroku dochodzimy do historycznego momentu. Nastąpi on w lipcu przyszłego roku, gdy opłaty w unijnym roamingu zostaną zrównane z tymi krajowymi.
W sobotę jeszcze do tego nie dojdzie, ale – już po raz ostatni – ceny spadną jeszcze raz. Minuta rozmowy będzie kosztować już tylko niewiele powyżej 50 groszy, a za odebranie zapłacimy zupełnie symboliczne pieniądze, bo 5 groszy za minutę. Stanieje również, co bardzo ważne w czasach mobilnego internetu, transmisja danych, a jeden megabajt ma kosztować maksymalnie 25 groszy.
W ten sposób powstały dwa światy – bardzo taniego unijnego roamingu i bardzo drogiego roamingu wszędzie poza Unią, Norwegią i Islandią. Nawet w Szwajcarii unijne limity roamingu nie obowiązują, więc tam wciąż obowiązują ceny rzędu 5 złotych za minutę rozmowy. Podobnie drogo jest na Ukrainie, a stawki poza Europą bywają wciąż horrendalne. Kłopot w tym, że niedługo przykra niespodzianka może czekać wszystkich wyjeżdżających do Wielkiej Brytanii.
Jeśli obywatele Zjednoczonego Królestwa zdecydują 23 czerwca o opuszczeniu Unii, wspólnotowe przepisy przestaną tam z czasem obowiązywać. Sami Brytyjczycy zapłacą dużo więcej za roaming podczas pobytu w Hiszpanii czy Francji, za to obywatele krajów unijnych nie będą mogli zapewne skorzystać z roamingu bez żadnych dopłat w Londynie czy Liverpoolu. Być może taki argument przekona niektórych, wciąż zastanawiających się, jak zagłosować w zbliżającym się referendum.
Likwidacja od przyszłego roku jakichkolwiek dopłat w unijnym roamingu spowoduje bardzo ciekawą sytuację. Teoretycznie możliwe będzie kupno karty SIM operatora w jednym kraju i używanie jej w innym na co dzień. Oczywiście taka sytuacja byłaby dla telekomów prawdziwym koszmarem, bo musiałyby konkurować ze sobą w obrębie całej Unii. Niestety, prawdopodobnie nie możemy liczyć na taki raj dla klientów, bo operatorzy wymogli na Komisji Europejskiej ograniczenia.
Będą oni mogli naliczać dodatkowe opłaty, gdy zorientują się, że z roamingu klient korzysta stale, a nie tylko okazjonalnie. A szkoda, bo skoro mamy jednolity rynek z wolnym przepływem usług i towarów, także branża telekomunikacyjna powinna być jego elementem. Może kiedyś Unia zdecyduje się na likwidację jakichkolwiek ograniczeń, aby każdy z nas mógł wybrać najlepszego dla siebie operatora na naprawdę wspólnym rynku.
Nie traćmy nadziei, bo przecież nikt jeszcze dziesięć lat temu nie przypuszczał, że korzystanie z komórek za granicą będzie mogło być kiedyś tak tanie i bezstresowe. I zamiast jak zawsze narzekać na Brukselę, trzeba uczciwie przyznać: to się akurat unijnym politykom i urzędnikom naprawdę udało.