W środę GUS podał wstępne dane o polskim PKB za 2019 r. Zaskoczeniem było 4-proc. tempo wzrostu gospodarczego, podczas gdy prognozy analityków – zarówno polskich, jak i Komisji Europejskiej – wskazywały na 4,2–4,3 proc. Na pierwszy rzut oka to nieduża różnica, ale szczegółowa lektura danych daje więcej powodów do niepokoju.
Czytaj także: Coraz więcej sygnałów spowolnienia gospodarczego
Zaciera się główny silnik polskiej gospodarki
Dokładne dane o wzroście gospodarczym w IV kw. 2019 r. GUS poda dopiero w połowie lutego, ale dzięki publikacji danych za cały rok można oszacować, jak zachowywała się gospodarka w ostatnich miesiącach roku. Już wcześniej, patrząc na informacje o produkcji przemysłowej i budowlanej, można było spodziewać się nieco głębszego spowolnienia wzrostu. Nic nie wskazywało jednak na tak mocny spadek dynamiki konsumpcji.
Według GUS konsumpcja wzrosła w 2019 r. o 3,9 proc., zatem najwolniej od 2016 r. (i najwolniej w historii programu 500 plus). W samym IV kw. dynamika konsumpcji wyniosła prawdopodobnie ok. 3,5 proc. Oznacza to, że tempo wzrostu zakupów gospodarstw domowych w ubiegłym roku spadło mimo ponad 7-proc. wzrostu płacy minimalnej i podobnie wysokiego tempa wzrostu przeciętnych wynagrodzeń, wprowadzenia 500 plus na pierwsze dziecko bez limitu dochodów, wypłaty 13. emerytury, zwolnienia z PIT dochodów osób do 26. roku życia i obniżki pierwszego progu PIT z 18 na 17 proc. dla pozostałych!
Dlaczego te wszystkie bodźce nie zadziałały? Po pierwsze, gospodarstwa domowe po kilku latach rosnącego zatrudnienia i płac oraz nowych programów społecznych zaspokoiły wiele potrzeb i chwilowo nie muszą wydawać więcej (np. ktoś, kto kupił dwa lata temu pralkę, a rok temu telewizor, nie planuje już większych zakupów). 500 plus na pierwsze dziecko trafiło głównie do lepiej sytuowanych rodzin (biedniejsze korzystały z programu już wcześniej), które częściej niż na zakupy przeznaczały dodatkowe pieniądze na oszczędności, edukację lub wyposażenie dziecka na samodzielne życie w przyszłości.
Wreszcie – pod koniec roku konsumentów przed zakupami powstrzymywały pogarszające się nastroje, czemu winny był przede wszystkim wzrost cen. Inflacja w grudniu wyniosła 3,4 proc., ale już wcześniej w domach i sklepowych kolejkach dyskutowano o drożejącej żywności i nadchodzącym od 2020 r. wzroście cen prądu i usług komunalnych.
Niepewność powstrzymuje inwestorów
Inwestycje – w broszurach GUS nazywane nakładami brutto na środki trwałe – były w 2019 r. o 7,8 proc. wyższe niż w poprzednim roku. To nieco mniejsze tempo wzrostu niż w 2018 r. Dane wskazują na dosyć istotne przyspieszenie tempa inwestycji pod koniec roku, ale prawdopodobnie duży udział w tym miały efekty księgowe – rozliczenie z końcem roku dużych projektów infrastrukturalnych. Prawdopodobnie część przedsiębiorstw zdecydowała się też na zakup maszyn i urządzeń, w tym zza granicy – sugerują to dane o imporcie.
Czytaj także: Przedsiębiorcy mogą osiwieć z powodu zmian przepisów
Łącznie udział inwestycji w PKB wyniósł w 2019 r. 18,8 proc. – o 0,6 pkt. proc. więcej niż w 2018, ale daleko poniżej rządowego celu 25 proc. Jest wiele przyczyn niskich inwestycji. Małe i średnie przedsiębiorstwa nie inwestują, bo nie mają na to kapitału. Zdobycie finansowania na rynku jest trudne, a dla małej firmy prawie niemożliwe. Przed zaciąganiem kredytu inwestycyjnego powstrzymuje obawa, że nie będzie go jak spłacić – bo na niekorzyść zmienią się przepisy branżowe, bo przyjdzie kryzys, bo zatory płatnicze ograniczają płynność finansową.
Dla dużych firm, zarówno polskich, jak i zagranicznych, inwestowanie w Polsce staje się coraz mniej opłacalne. Rosną koszty pracy, brakuje pracowników, a nawet zastąpienie ich maszynami nie rozwiąże problemu, bo energia elektryczna dla firm jest droga, a przez regulacje klimatyczne będzie jeszcze droższa. Dochodzi niepewność prawna: często zmieniające się przepisy, nie zawsze odpowiednio konsultowane z biznesem, i niestabilna sytuacja w sądownictwie.
Inwestycjom publicznym nie sprzyja końcówka funduszy unijnych z obecnej perspektywy. Pod koniec poprzedniego roku i w tym będzie też mniej inwestycji samorządowych, bo władze lokalne zostały obciążone nowymi kosztami przy spadku wpływów np. z obniżanych podatków.
Eksport na łasce globalnej koniunktury
Bilans handlu z zagranicą w 2019 r. był dodatni – łącznie odpowiadał za 0,4 pkt. proc. wzrostu gospodarczego Polski. Zawdzięczamy to przede wszystkim eksportowi usług dla biznesu: chodzi zarówno o transport, jak i zaawansowane usługi finansowe, informatyczne czy prawne dla międzynarodowych korporacji. Polska jest dla nich wciąż atrakcyjnym rynkiem, bo oferuje wysoką jakość w umiarkowanej cenie i bliskości kulturowej, geograficznej i tej samej strefie czasowej co większość europejskiego biznesu.
Jednak wzrost kosztów pracy i problemy w zatrudnianiu nowych specjalistów sprawiają, że potencjał wzrostu w tym segmencie jest ograniczony. Podobnie jest z eksportem usług turystycznych – wzrost kosztów pracy, cen prądu i żywności może sprawić, że w tym roku nad Bałtykiem, w górach czy w sanatoriach będzie mniej zagranicznych turystów, bo wyjazd do Polski przestanie im się opłacać.
Eksport towarów: części samochodowych, sprzętu AGD czy żywności zależy głównie od kondycji europejskiej gospodarki, przede wszystkim zaś Niemiec. W poprzednim roku trzymał się nieźle, bo niemieckie firmy w ramach oszczędności kupowały tańsze polskie półprodukty, wojna handlowa nie objęła Europy na większą skalę, a choroby zwierząt tylko przejściowo ograniczyły eksport mięsa, i to na drugorzędne rynki. W tym roku może nie być tak łatwo: brexit utrudni handel z Wielką Brytanią, Stany Zjednoczone załagodziły spór handlowy z Chinami i mogą się skupić na konflikcie z Europą, a ASF i ptasia grypa mogą zamknąć naszym eksporterom niektóre rynki.
Kryzysu nie będzie, ale…
Najnowsze dane GUS pozwoliły nieco podejrzeć, co działo się w gospodarce pod koniec roku, a to z kolei daje podstawy do wnioskowania na przyszłość. Większość ośrodków analitycznych, np. w bankach, zapowiedziało redukcję prognoz wzrostu gospodarczego na 2020 r. Nie będzie kryzysu, a recesja może wystąpić przejściowo – o ile na krajowe spowolnienie nałożą się niekorzystne czynniki zagraniczne (np. wojna handlowa, eskalacja epidemii w Chinach, katastrofy naturalne wywołane zmianami klimatu).
Niemniej polska gospodarka będzie się rozwijała coraz wolniej i znaczna część z nas to odczuje. W najlepszym wypadku standard życia będzie się poprawiać w coraz mniejszym stopniu, w gorszym – dla części osób warunki życia się pogorszą. Mowa o tych, którzy nie mogą liczyć na rekompensujące wzrost kosztów życia podwyżki: drobnych przedsiębiorcach, osobach utrzymujących się ze świadczeń społecznych, pracownikach budżetówki, mieszańcach regionów o największym bezrobociu.
Raport „Polityki”: Ile naprawdę zarabiają Polacy?