„Dziś przedstawiamy najbardziej radykalny plan odejścia od rosyjskich węglowodorów. Ten plan jest potrzebny po to, aby przyszło otrzeźwienie. Kiedy inni patrzyli na Rosję jako partnera, my wiedzieliśmy, że ropa i gaz służyły jako narzędzie nacisku” – mówił premier podczas konferencji prasowej w bazie paliwowej Orlenu na peryferiach Warszawy. Towarzyszył mu gospodarz, czyli Daniel Obajtek, który również chwalił się derusyfikacją zaopatrzenia, choć 60 proc. ropy nadal pochodzi od rosyjskich dostawców. Także dwuznacznie wygląda dziś jego pomysł wprowadzenia przez Orlen na polski rynek węgierskiego koncernu MOL, związanego z Rosjanami dużo bardziej. To element fuzji z Lotosem, wymarzonej przez Obajtka transakcji, której nawet wojna w Ukrainie nie może przeszkodzić.
No ale baza paliwowa Orlenu w sam raz nadaje się do ogłoszenia embarga na rosyjski węgiel, bo Orlen jak na razie od węgla się odżegnuje, zrezygnował demonstracyjnie z budowy węglowej elektrowni w Ostrołęce, przestawiając ją na gaz (ale nie rosyjski), i nie ma na razie zamiarów przejęcia Polskiej Grupy Górniczej, choć przejąć chciałby wiele.
Czytaj także: Finansujemy Putina, bo czym zastąpić nagle 7–8 mln ton rosyjskiego węgla rocznie?
Premier rozmawiał z Australijczykami
Polska importuje dziś ok. 12 mln ton węgla, z czego ponad 8 mln pochodzi z Rosji. Nie jest to surowiec strategiczny, bo większość wykorzystywana jest do celów grzewczych w prywatnych domach i lokalnych ciepłowniach.