Rynek

E-recepty na żądanie: limit uderzy w pacjentów. A kupowanie leków już i tak nie jest w Polsce łatwe

Lekarz wypisuje receptę Lekarz wypisuje receptę stockyimages / PantherMedia
Państwo najpierw otworzyło furtkę na wystawianie e-recept pacjentom nigdy niebadanym przez lekarza, a teraz walczy z przekrętami kosztem innych pacjentów. Przez limitowanie liczby recept niezbędnych.

Lekarz w ciągu 10 godz. swojej pracy nie będzie mógł wypisać więcej niż 300 recept. Taki sposób na przekręty z e-receptami wymyśliło Ministerstwo Zdrowia. Bo za pieniądze masowo wystawiano recepty najczęściej na leki psychotropowe, pobudzające oraz inne, groźne dla zdrowia i życia tych, dla których nie są wskazane.

Ta dziwaczna regulacja uderzy najbardziej w przychodnie POZ, których stałymi pacjentami są seniorzy cierpiący na kilka chorób przewlekłych. Ponieważ leków brakuje coraz bardziej i nie sposób wykupić wszystkich w jednej aptece, a nawet w tym samym czasie, na każdy lek trzeba wypisywać osobny kod. Czyli – osobną receptę. Starszy pacjent takich recept w ciągu jednej wizyty u lekarza może potrzebować kilka.

Czytaj także: Leki za darmo i na niby. Obietnica Kaczyńskiego to terapia wyborcza

Pacjenci ryzykują przerwę w leczeniu

Lekarz w ciągu 10 godz. pracy może więc wyczerpać swój limit e-recept i część pacjentów odeśle z kwitkiem. Radząc im, żeby przyszli następnego dnia albo skontaktowali się z przychodnią w inny sposób. Nie zawsze są to osoby korzystające z internetu czy nawet telefonu komórkowego. Są to jednak pacjenci, których lekarz zna, wie, jakich leków potrzebują i za których e-receptami nie kryje się żaden przekręt. Taka regulacja uderza więc wprost w pacjentów. Sprowadza ryzyko, że pacjent może nie otrzymać leku na czas. Nic dziwnego, że wzbudziła liczne protesty.

Więc minister Adam Niedzielski, coraz bardziej zaabsorbowany kampanią wyborczą do Sejmu, w której zamierza wystartować, na chybcika przepis „poprawił”. Limit dla lekarza może być większy, jeśli e-recepty będą wypisane na leki refundowane. To znów tylko pozornie logiczne rozwiązanie problemu, a tak naprawdę kolejna pułapka na pacjentów.

Większy limit na leki refundowane

Powiększenie limitu wystawionych przez lekarza e-recept mogłoby być dobrym rozwiązaniem, gdyby nie jedno „ale”. Otóż w naszym kraju recept z refundacją nie dostaje coraz więcej osób, choć ta refundacja w pełni im się należy. Są ubezpieczone, a lek wypisany jest zgodnie ze wskazaniami producenta.

Lekarze mimo to wypisują im na ten lek receptę pełnopłatną. Chcą bowiem uniknąć uciążliwych kontroli i sytuacji, że NFZ w razie kontroli zakwestionuje np. dawkę drogiego leku albo też przyczepi się do czegoś innego. Bo w kasie funduszu zdrowia chronicznie brakuje pieniędzy.

Z niechęcią do wypisania leku z częściową refundacją spotykamy się zarówno podczas wizyty u lekarza w ramach wykupionego nam przez firmę abonamentu medycznego, jak i swojego lekarza pierwszego kontaktu w przychodni publicznej. O wizytach prywatnych nawet nie wspominając, chociaż lekarz także ma prawo je wypisać. Ale nie chce. Pacjenci stali się zakładnikami nieustającej walki publicznego płatnika z lekarzami.

Dlatego e-recept na leki refundowane nagle raczej nie przybędzie tylko z tego powodu, że lekarze będą chcieli zwiększyć przysługujący im limit 300 recept dziennie. To zmartwienie ich pacjentów.

Za leki płacimy najwięcej

Polska należy do krajów, w których obywatele za leki płacą najwięcej. Nie chodzi o suplementy, często kupowane bez sensu i potrzeby, ani o witaminy. Chodzi o leki przepisane przez lekarza na receptę, a nawet częściowo refundowane przez państwo.

I tak za medykamenty dostępne wyłącznie na receptę, a więc wprost zalecone nam przez lekarza, ale do których państwo nie dopłaca ani złotówki, w ubiegłym roku zapłaciliśmy z własnej kieszeni ponad 9,5 mld zł. Prawie drugie tyle, bo 9,3 mld zł NFZ wydał na leki częściowo refundowane, do których z naszych własnych pieniędzy dopłaciliśmy następne 5 mld zł. NFZ zrobi wszystko, aby ta suma gwałtownie nie wzrosła.

Czytaj także: Prozac, xanax, valium, fentanyl, viagra. Polacy nadużywają leków

Przekręty nie znikną, może będzie ich nieco mniej

Chaotyczne przepisy przygotowane przez ministerstwo, którego szef bardziej jest zajęty karierą polityczną niż publiczną opieką zdrowotną, nie zlikwidują przekrętów z e-receptami. Może tylko zmniejszą nieco ich skalę, ponieważ na automatycznie wypisywanych e-receptach nie będzie mogło być już leków psychotropowych ani pobudzających. Pytanie tylko – kto to sprawdzi? Przecież recepta wypisana przez prawdziwego lekarza nie różni się od tej wypisanej przez bota i tylko podpisanej prawdziwym nazwiskiem autentycznego doktora. Który najprawdopodobniej wziął za to pieniądze.

Rozwiązanie problemu leży gdzie indziej. W nadużywaniu telemedycyny tam, gdzie najpierw potrzebny jest prawdziwy kontakt lekarza z żywym pacjentem, a dopiero potem wypisywanie dla niego recepty. Stwarzanie możliwości, w której za samo wypisanie recepty przez automat płaci się kilkadziesiąt złotych, kusi do nieuczciwego robienia kasy, a to z leczeniem nie ma nic wspólnego. Ale może grozić nawet śmiercią.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną