Czy polityka Donalda Trumpa osłabi sojusz polsko-amerykański? Na to liczy najwyraźniej Airbus, który – według francuskiego dziennika „Le Monde” – ma nadzieję na zdobycie polskich zamówień – zarówno wojskowych, jak i cywilnych. Airbus rywalizuje z brazylijskim Embraerem o kontrakt na aż 84 nowe samoloty regionalne dla Lotu. Decyzję o wyborze dostawcy zarząd polskich linii miał podjąć już w zeszłym roku, ale została ona przesunięta z powodu kadrowego zamieszania.
Airbus, wielki nieobecny naszej floty
Teraz na fotel prezesa Lotu wrócił Michał Fijoł, więc rozstrzygnięcia można spodziewać się w najbliższych tygodniach. Airbus, który proponuje nam popularny model A220, pozostaje wielkim nieobecnym we flocie narodowego przewoźnika. Jego podstawą są maszyny Embraera i Boeinga. W przypadku szerokokadłubowych samolotów dalekiego zasięgu Lot użytkuje amerykańskie dreamlinery (787), a wąskokadłubowe maszyny o większej pojemności to 737 w wersji starszej i MAX. Ze współpracy z Boeingiem trudno jednak być zadowolonym w ostatnich latach. Część dreamlinerów pozostaje uziemiona z powodu kłopotów z silnikami, a dostawy 737 MAX są znacznie opóźnione. To z kolei efekt chaosu w amerykańskich fabrykach koncernu.
Czytaj także: Boeing z podciętymi skrzydłami. Co dalej z amerykańskim gigantem?
Polska akcjonariuszem Airbusa?
Plany Airbusa, o których pisze „Le Monde”, są ponoć powiązane z nieoficjalnymi zamiarami polskiego rządu. Według gazety odżył stary pomysł wejścia Polski do akcjonariatu Airbusa, rozważany już w czasach poprzednich rządów PO i porzucony przez PiS. Ta partia do Airbusa miała stosunek wręcz wrogi i zerwała z nim negocjacje dotyczące zakupu śmigłowców wojskowych Caracal. Obecnie w akcjonariacie Airbusa znajdują się Francja i Niemcy (po ok. 11 proc. akcji) oraz Hiszpania z 4 proc. udziałów. Wejście Polski, nawet na poziomie symbolicznym 1–2 proc., miałoby wzmocnić naszą pozycję jako wiarygodnego partnera, mocniej związać nas z europejskimi partnerami, a może i wysłać sygnał do Waszyngtonu.
Europejskie samoloty dla Polski
Zwłaszcza teraz, gdy trudno powiedzieć, czy dotychczasowe zobowiązania sojusznicze Stanów Zjednoczonych są jeszcze cokolwiek warte. Kapitałowe zaangażowanie w Airbusa pomogłoby też jego pozycji negocjacyjnej na naszym rynku i byłoby logiczną konsekwencją znacznych dotąd inwestycji koncernu w Polsce. Nie oznaczałoby jednak, że wszystkie kolejne zamówienia od Lotu będzie automatycznie dostawał ten koncern. Linie francuskie, niemieckie czy hiszpańskie są przecież klientami zarówno Airbusa, jak i Boeinga, a decyzje o zakupie samolotów podejmują na podstawie analiz biznesowych, a nie politycznych poleceń. Na razie do Polski na negocjacje wybiera się, po raz kolejny w ostatnim czasie, szef Airbusa Guillaume Faury. Handel wymienny – europejskie samoloty dla Lotu i naszej armii w zamian za zgodę na wejście Polski do akcjonariatu giganta – wydaje się atrakcyjnym rozwiązaniem. Pod warunkiem że pójdą za nim kolejne inwestycje Airbusa w naszym kraju.