Nazwa pretensjonalna i w obecnej dobie wręcz niepolityczna. Ten, kto zaryzykuje i wejdzie do środka, nie będzie żałował. Eleganckie i sympatyczne wnętrze, dobrze umeblowane i ukwiecone, stwarza miłą atmosferę już od progu. Tu też witają gości kelnerzy odnoszący płaszcze do szatni, a towarzyszy wszystkiemu niezbyt głośna muzyka, nasuwająca paryskie wspomnienia. Czasem słychać skoczniejsze rytmy włoskie lub – nieco monotonne – portugalskie. Takie właśnie potrawy: francuskie, włoskie i portugalskie proponuje tutejszy szef kuchni.
Przekąski są lekkie i wręcz poetyckie: bakłażany faszerowane kozim serem w balsamiczno-bazyliowym sosie, babeczki z liśćmi szpinaku, serem bluetta, sałatą, orzechami w malinowym sosie, carpaccio z cielęciny i włoskiej szynki w sosie z suszonych pomidorów...
Z zup najgodniejsza polecenia jest rybna z koprem włoskim, czyli fenkułem.
Tutejszy kucharz wyraźnie lubi szpinak. I ma rację. To zielsko nadaje ton zarówno naleśnikom z serem ricotta, jak wspaniałym włoskim kopytkom, czyli gnocchi, z małymi pomidorkami i świeżą bazylią.
Z dań głównych poznaliśmy doskonały smak dorady z grilla (49 zł) oraz popisowego portugalskiego dania o dźwięcznej nazwie cataplana (59 zł). A cataplana to taki szybkowar sprzed paru wieków. Miedziany kociołek z wypukłą pokrywą szczelnie go zamykającą pozwala doskonale udusić, czy nawet uprażyć, dowolne mięso lub – i to właśnie jedliśmy – owoce morza. Nasz kociołek, a właściwie spory kocioł, miał we wnętrzu ryż pływający w pomidorowym sosie, kawałki różnych ryb wyłowionych u portugalskich wybrzeży, małe ośmiorniczki, krewetki i spore małże, które we Włoszech nazywają cozze. Ich portugalska nazwa jest nam jeszcze nieznana.
Na deser była gruszka w kremie i winie. Można było zamienić ją np. na krem caramel lub tartę owocową. Zabrakło jednak sił. Trzeba też zostawić nieznane smaki, licząc na kolejne wizyty.