Kilka tygodni temu pisałem, że przeprosiny stały się u nas popularną formą życia publicznego pomagającą w uporaniu się z kłopotliwymi problemami. Wiele aktów skruchy pojawiło się ze strony duchownych, w tym hierarchów kościelnych, w związku z filmem Sekielskich „Tylko nie mów nikomu” (dalej FS). Przepraszano za pedofilię w KK w ogóle, ale również za konkretne czyny i słowa, np. p. Głódzia, który najpierw rzekł: „Nie oglądam byle czego”, a potem wyjaśnił: „Użyłem niewłaściwych słów. (...) Nie miały one na celu urazić ofiar pedofilii – tym bardziej te osoby przepraszam i łączę się z nimi w ich cierpieniu”.
Nie jest jednak jasne, czy związek p. Głódzia z ofiarami pedofilii sprowadza się tylko do przeprosin, czy też do czegoś więcej. W ogólności przeprosiny, nawet szczere, nie są zbyt trudne do wypowiedzenia, ale nadmiar grozi inflacją, tj. obniżeniem wartości. Zdarza się, że zapewniają łatwą ekskulpację. To prawda, że FS już coś sprawił (na razie mowa o KK), np. zapowiedź powstania funduszu odszkodowawczego, współpracę z władzami państwowymi w ujawnianiu i ściganiu przestępstw seksualnych wobec nieletnich czy powołanie zespołów do wyjaśniania poszczególnych przypadków.