Społeczeństwo

Nerwowy koniec roku szkolnego. Co będzie z ocenami?

Dziennik szkolny Dziennik szkolny Karolina Sikorska / Agencja Gazeta
Życie pokazuje, że zmiany decyzji w MEN nie są wykluczone na ostatniej prostej, więc niektórzy mają jeszcze nadzieję na „amnestię” i rezygnację z egzaminów.

Jak zaczęli, tak kończą – pozostaje skwitować ostatnie komunikaty MEN dotyczące organizacji roku szkolnego. Z początkiem czerwca minister Dariusz Piontkowski zapowiedział, że w tym roku szkolnym uczniowie nie wrócą już na tradycyjne lekcje. De facto potwierdził informację podaną dwa tygodnie wcześniej przez swojego zastępcę Macieja Kopcia, która to informacja była nerwowo przez resort dementowana. Trudno znaleźć uzasadnienie – jako żywo już wtedy było wiadomo, że w czerwcu wypada Boże Ciało, matury, egzamin ósmoklasisty, w trakcie których normalnych lekcji w szkołach od lat się nie prowadzi.

Jedyna hipoteza, jaka się nasuwa, to że trzymanie w zawieszeniu nauczycieli, uczniów i ich rodziców, chaos decyzyjny, oczywiste lekceważenie ich planów i emocji stało się swoistym modus operandi MEN w trakcie pandemii. A ruchy, które dawały nadzieję na zmianę, np. incydentalne łagodzenie komunikacji przez szefa resortu, okazywały się po prostu zaburzeniami w systemie.

Część uczniów wypadła, MEN to nie obchodzi

W przededniu zakończenia tego – kolejnego już – pełnego wstrząsów i nerwów roku szkolnego rządzący nie ujawnili choćby śladowej empatii wobec uczniów, którzy z systemu wypadli. Dariusz Piontkowski, pytany przez kolejnych dziennikarzy o dzieci nieuczestniczące w zdalnym nauczaniu, niewzruszenie i niezmiennie odpowiada, że nie wie dokładnie, ile ich jest, a troska o ich los powinna być domeną dyrektorów i organów prowadzących szkoły, czyli samorządów.

Tymczasem niezależnie od dramatów, które mogą być przyczyną wielu takich sytuacji, ta kwestia nabiera aktualnie nowego wymiaru: nauczyciele w świetle obowiązującego prawa muszą uczniów sklasyfikować, czyli promować do kolejnych klas (ewentualnie nie promować), wystawić oceny. Jak „potraktować” ucznia, z którym nie udało się nawiązać kontaktu przez cały okres zdalnego nauczania, albo który pojawiał się sporadycznie i nie zdążył nazbierać żadnych ocen? To obszar kolejnych niejasności zignorowany przez MEN.

Nauczyciele łamią sobie głowy nad interpretacjami, co mogą i co powinni w takiej sytuacji zrobić: czy można nie sklasyfikować ucznia, który nie uczestniczył w zdalnym nauczaniu? Jeśli jednak klasyfikować w duchu rozstrzygania wątpliwości na korzyść ucznia, to na jakiej podstawie? I jak się z tego wytłumaczyć w stertach sprawozdań i uzasadnień? Czy na pewno – a jeśli tak, to na jakiej podstawie, tym razem prawnej – uczeń jest zobowiązany do uczestnictwa w lekcjach zdalnych? To pytania, które na ostatniej prostej nauczyciele muszą, trzymając się poetyki MEN, „jakoś” rozwiązać. A odpowiedzi mają daleko idące konsekwencje dla uczniów.

Promocja zamiast podnoszenia ocen

Jako wyraz groteskowego wręcz niezrozumienia sytuacji jawi się na tym tle pomysł Rzecznika Praw Dziecka (który skądinąd w pandemicznych okolicznościach też uaktywniał się raczej incydentalnie), by wszystkim uczniom podnieść końcowe oceny „o jeden” w stosunku do wyniku, który wychodzi ze średniej. Nauczycielski „Protest z wykrzyknikiem” pisze wprost: „To, co proponuje Rzecznik Praw Dziecka, uważamy za niewychowawcze, niesprawiedliwe i niezgodne z prawem oświatowym. Wzmacnia też napięcia narosłe wokół ocen szkolnych i wypacza istotę oceniania. Przecież ocena nie jest nagrodą czy karą, nie może być prezentem od rzecznika na Dzień Dziecka. Jest poświadczoną przez nauczyciela informacją i trudno wymagać, aby to była informacja fałszywa. (...) Uważamy natomiast, że warto na wzór włoski wprowadzić w tym roku automatyczną promocję do następnej klasy dla wszystkich uczniów. Taka decyzja powinna być jednak podjęta przez MEN. (...) Zapewnienie automatycznej promocji pozwoliłoby zgodnie z prawem klasyfikować tzw. zaginionych uczniów”.

Szef Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz dodaje, że wartościowym gestem byłoby też odwołanie egzaminu ósmoklasistów. Trudno nie zauważyć, że sens tego sprawdzianu z upływem czasu staje się wątpliwy nawet dla jego początkowych zwolenników. Wyniki mają wymierne znaczenie dla kilku procent uczniów starających się o przyjęcie do najlepszych publicznych liceów i techników. Wiele średnich szkół niepublicznych już przeprowadziło rekrutację na własną rękę, punktów za egzamin ósmoklasisty w ogóle nie zamierzają uwzględniać. Bardzo liczna staje się więc grupa dzieci, dla których ten test to nic więcej jak tylko dodatkowy stres oraz, last but not least, bezsensowne narażanie zdrowia.

Niech MEN dobrze wykorzysta wakacje

Życie pokazuje, że zmiany decyzji w MEN nie są wykluczone na ostatniej prostej, więc na „amnestię” i rezygnację z egzaminów niektórzy wciąż mają nadzieję. A niektórzy liczą, że nadchodzące letnie tygodnie zostaną przez władze dobrze wykorzystane do przygotowań na wypadek, gdyby zdalne nauczanie trzeba było kontynuować od września. W świetle dotychczasowych doświadczeń ta nadzieja wymaga jednak dużej determinacji.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną