Ostatnie dni pokazały, że mobilizacja protestujących przeciwko antykobiecej polityce rządu nie słabnie. Blokada Warszawy 20 stycznia ściągnęła do centrum tysiące osób, które z werwą stawiały czoła zarówno nieprzychylnym warunkom pogodowym, jak i policji. Zgodnie i gromko rozbrzmiewały okrzyki podczas „solidema”, demonstracji solidarności z osobami przetrzymywanymi na komisariatach. Jak zazwyczaj anarchistyczny kolektyw prawniczy Szpila miał pełne ręce roboty – podczas demonstracji i po niej zatrzymano kilkanaście osób.
Czytaj też: Co napędza strajki kobiet?
Młodzież walczy o swoje
W ten wesoły obraz wkrada się jednak kłopotliwa nuta: choć Strajk Kobiet bez wątpienia pozostaje największą i najbardziej medialną organizacją, to ściągająca na demonstracje i blokady publiczność coraz mniej przypomina grupy demograficzne, które zwykliśmy kojarzyć z OSK: kobiety i pary od trzydziestki wzwyż, dobrze ubrane i raczej stateczne. Tymczasem na ulicach Warszawy 20 stycznia pojawiła się przede wszystkim młodzież płci obojga, z pewnym anarchistycznym zacięciem, dla której policyjna agresja to swoiste zaproszenie do gry w walce o swoje.
Bo tak naprawdę 20 stycznia demonstracje były dwie. Jedną organizował Strajk pod hasłem „Otwarcie sezonu”, na drugą zapraszały Federacja Anarchistyczna, Warszawska Federacja Antyfaszystowska, Anarchistyczny Czarny Krzyż, Koalicja Antyfaszystowska, Koalicja Wolnościowa, Kolektyw OPÓR, Warszawski Autonomiczny Licealny Komitet Antyfaszystowski i Studencki Komitet Antyfaszystowski pod hasłami „Wyłącz program Wina+” i „Stop państwu policyjnemu”.