PiS chciał pokazać, że wie najlepiej, co jest dla Polaków dobre. Gdy okazało się, że jest całkiem inaczej – rząd bowiem fatalnie się myli – Czarnek wstrzymał prace nad zmianami w Karcie Nauczyciela. Może to go uratować przed utratą stanowiska.
Nauczycielstwo potrzebuje zmian. Ale...
Decyzję Czarnka oficjalnie potwierdziła wiceminister edukacji Marzena Machałek. Plany podwyższenia pensum oraz odebrania nauczycielom niektórych dodatków zostały zawieszone. Jako powód podała postawę związków zawodowych, które uparły się bronić Karty przed zmianami. Tak to może odbierać rząd, gdyż w ogóle nie widzi swojej winy w tej porażce, jaką jest brak zmian w statusie zawodowym nauczycieli. Zawieszenie reformy jest porażką wszystkich stron negocjacji, chociaż jest to mniejsze zło, niż gdyby PiS swoje niekonsultowane, lecz narzucane siłą zmiany wprowadził.
Zawód ten potrzebuje pilnej reformy, inaczej się totalnie zdegeneruje i będzie budził wyłącznie negatywne skojarzenia niczym „babcia klozetowa” ze znanej niegdyś piosenki Big Cyca. Być nauczycielem w Polsce to nie jest już powód do dumy, to staje się już powodem do wstydu. I to jest wina pisowskich ministrów edukacji. Wszyscy oni postrzegali swoją rolę w oświacie tylko jako mechaników, którzy sprawnie dokręcą belfrom śrubę. Niespodziewanie ostatni z nich – Czarnek – to dokręcanie wstrzymał. Czyżby zauważył, że gwint puszcza i cała oświatowa machina może się rozlecieć? Na jakim dnie znalazłby się minister, gdyby wszystkie szkoły równocześnie szlag trafił?
Nauczycielstwo potrzebuje pilnej zmiany, jeśli profesja ma ocaleć, jednak nie jest mu potrzebna zmiana, która polega na upokarzaniu, na odzieraniu z godności hejterskimi atakami czy na wmawianiu społeczeństwu, że oświatę obsiadły nieroby, które mają wszystko: wakacje, ferie, połowę czasu pracy i siedmiotysięczne wynagrodzenia, a w głowie im tylko strajki. Rząd urządził nauczycielom hejt, a społeczeństwo uwierzyło, iż na takie traktowanie zasłużyli. Tylko nielicznym rodzicom zapaliło się światełko ostrzegawcze: jak dziecko ma szanować swojego nauczyciela i czegoś się od niego nauczyć, gdy nikt go nie szanuje? A przecież tylko to – pogardę – miał nauczycielom do zaproponowania w swojej arogancji PiS. Te haniebne poczynania wobec pedagogów Czarnek łaskawie zawiesił, choć nie wiadomo na jak długo.
PiS daje lanie i ZNP, i Solidarności
Uparta niechęć związków zawodowych do zmian w Karcie Nauczyciela jest chwytaniem się ostatniej deski ratunku. Skoro z PiS się nie negocjuje, tylko wykonuje jego polecenia, związkowcy postawili na upór jako jedyną formę obrony przed totalnymi zapędami władzy. Zachowują się niczym dziecko, które ma autorytarnych rodziców, więc jedyne, co może zrobić z tym uściskiem ich władzy, to usiąść na ulicy i przeraźliwie wrzeszczeć.
I tę właśnie metodę wybrały związki zawodowe, najpierw ZNP, a ostatnio także Solidarność, gdy wreszcie pojęła, że dla PiS wcale nie jest bardziej kochanym dzieckiem. Dla PiS wszyscy jesteśmy tylko bękartami, którym od czasu do czasu należy spuścić tęgie lanie, a wtedy będziemy się bać i słuchać. ZNP – myślał na początku Czarnek – za mało dostała pasem po dupie, dlatego wrzeszczy. I minister planował porządnie związkowców zlać pasem, ale nim zdążył to uczynić, rozwrzeszczał mu się drugi bękart, czyli Solidarność. Zapewne byłby sobie minister poradził z bachorami, gdyby nie afera z Polskim Ładem i dymisja ministra finansów. W tak niepewnej politycznie sytuacji może lepiej wstrzymać się z agresją wobec związków zawodowych.
Uczynić sobie oświatę poddaną
Wstrzymanie prac nad zmianami w Karcie Nauczyciela to nie jest sukces, lecz porażka. Gdyby minister był mniej skory do sięgania po pas, a bardziej chętny do słuchania i wspierania środowiska, wiedziałby, że Karta nie podoba się nikomu. Krytykują ją dyrektorzy, którym marzy się, że będą prawdziwymi liderami w szkole, a nie fasadowymi. Zamiast jednak tak zmienić Kartę, aby wzmocnić pozycję dyrektorów, Czarnek forsuje zmiany, które dyrektorom odbiorą nawet tę namiastkę władzy, jaką mają obecnie.
Nic więc dziwnego, że kadra zarządzająca woli, aby było, jak jest. Jest wprawdzie źle, ale nie aż tak źle, jak będzie, gdy wejdzie w życie lex Czarnek. Doprawdy niewiele trzeba, aby minister pozyskał dyrektorów dla zmian, ale Czarnkowi i tego gestu nie chce się wykonać, bo jemu nie chodzi o uczynienie oświaty lepszej, lecz o poddanie jej sobie. Dyrektorzy są mu potrzebni jedynie do poddaństwa, a nie do współpracy. Szkołami będą rządzić kuratorzy, z których najlepszym jest Barbara Nowak, a ta z dyrektorami nie rozmawia, lecz wydaje im nakazy i zakazy.
Zmiany tak, ale nie autorstwa Czarnka
Jak wielka jest niechęć nauczycieli, szczególnie młodych, do Karty, wie każdy, kto bywa w pokoju nauczycielskim. Ile razy dostało mi się od koleżanek i kolegów, gdy broniłem zawodowego status quo. Pamiętam też emocje, jakie towarzyszyły zmianom, które – jak z wypiekami na twarzy opowiadały koleżanki – nareszcie przywrócą naszemu zawodowi godność i godziwe wynagrodzenie.
Ta wiara i nadzieja szczególnie mocna była, gdy Handke wprowadzał nowy system awansu zawodowego. Potem była coraz mniejsza, bo strasznie nas rządzący oszukiwali, udając, że podwyższają pensję, naprawdę dokładali tylko obowiązków (bezsensownych, bo biurokratycznych, więc niewidocznych dla rodziców i uczniów, ale jednak – papiery same się nie robią). Oszukiwano nas stale, ale prawdziwa poniewierka przyszła dopiero za rządów PiS.
Mimo to wciąż wśród nauczycieli tli się nadzieja, wśród młodych bardzo silna, że poważna zmiana Karty jest nam potrzebna. Wszyscy jednak zgadzamy się, że nie może jej dokonać Czarnek. Każdy wolałby dostać kopa w tyłek i zostać wyprowadzonym ze szkoły z zakazem powrotu, niż pracować w tym zawodzie według praw, jakie ten pisowski minister planuje wprowadzić. Nasze związki to wiedzą, dlatego rozsiadły się przed MEiN i wrzeszczą, iż nie zgadzają się na zmianę w Karcie Nauczyciela. A przecież o tej zmianie wszyscy marzą.
Przezorny minister Czarnek
Choć niczego dobrego od Czarnka nie należy się spodziewać, to jego decyzję o zawieszeniu zmian w Karcie Nauczyciela przyjąłem z wielkim smutkiem. Decyzja nie wynikała bowiem z dobrych chęci, lecz ze strachu, że przyszłoby mu zapłacić stanowiskiem za źle przygotowaną zmianę. Czarnek jest świadomy, iż forsuje prawa, które wywołają chaos w oświacie, co wzburzy Polaków. Był pewien, że nawet najgłupsza zmiana ujdzie mu płazem, bo przecież będzie to zmiana dla dobra PiS.
Gdy jednak głupia, choć propisowska zmiana w podatkach nie uratowała ministra finansów, Czarnek zdał sobie sprawę, że nie jest świętą krową, której wszystko ujdzie. I tak mu uchodzi na sucho bardzo dużo, zdecydowanie za dużo. Jednak chaos w oświacie mógłby się okazać czymś, za co musiałby odpowiadać. Do odpowiedzialności nie jest przygotowany, dlatego wstrzymuje zmiany. Cieszę się, że jest, jak jest, ale żałuję, że nie może być lepiej, a przecież powinno. Naszym dzieciom – największym skarbom – należy się lepsza edukacja. Dzięki przezorności Czarnka nie będzie przynajmniej gorsza. Chyba trzeba się z tego cieszyć.