Czy rok szkolny zacznie się strajkiem nauczycieli? „Musi być dotkliwy. Inaczej będzie dramat”
Przypomnijmy, 5 sierpnia posłowie Zjednoczonej Prawicy zdecydowali, że w Karcie Nauczyciela i innych ustawach nie znajdą się przepisy proponowane przez ZNP i Senat, które przewidywały wzrost nauczycielskich wynagrodzeń o 20 proc. od września. Na podwyżkę mogą liczyć tylko najmłodsi stażem, których aktualne pensje z trudem dobijają do płacy minimalnej. Nie ma szczególnych złudzeń, że prezydent podpisze nowe regulacje, choć formalnie ma na to czas do 26 sierpnia.
Strajk nauczycieli. Ale jaki?
Trzy główne centrale związkowe, ZNP, Wolny Związek Zawodowy „Forum – Oświata”, a nawet Krajowa Sekcja Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”, właśnie w ostatnim tygodniu sierpnia mają podjąć decyzję, czy protestować, a może raczej: jak to robić? Pomysł strajku od miesięcy powraca w odpowiedzi zarówno na dramatyczny realny spadek wynagrodzeń nauczycieli (w maju dostali 4,4 proc. podwyżki, co nie niweluje nawet poziomu inflacji, a w kwotach bezwzględnych oznacza kilkadziesiąt złotych na osobę), jak i na kolejne pomysły członków rządu ograniczające autonomię szkół, co sprawia, że atmosfera w wielu placówkach staje się nie do wytrzymania.
Jednak w świetle ustawy przedmiotem sporu zbiorowego mogą być tylko wynagrodzenia i warunki pracy. – To jedna z trudności związanych z wchodzeniem na tę ścieżkę – przyznaje Sławomir Wittkowicz, przewodniczący WZZ „Forum – Oświata”. – Druga polega na tym, że w świetle prawa stroną w tym sporze musi być szkoła lub przedszkole, podczas gdy powinien nią być minister edukacji i nauki, ewentualnie premier.