I co dalej z aborcją? Co dalej z energią, która wypchnęła miliony ludzi na ulice? Protestujących przeciw ideologii, która każe umierać kobietom w szpitalach? Wykrzykujących oburzenie na państwo odbierające Polkom prawo do własnego ciała? Duszących się w absurdzie bzdur, wygłaszanych ex cathedra „syndromów poaborcyjnych” czy „naprotechnologii”, które nie wiadomo kiedy weszły do języka?
Aborcja w Polsce: kto kogo powinien przycisnąć
Na ulicy granice sporów łatwo się zacierały. Gdy wspólny przekaz brzmi: „nigdy więcej”, wszystko równym biegiem toczy się do przodu. Ale w końcu trzeba ten zbiorowy gniew przełożyć na konkretne działania. Przegrane przez PiS wybory powitaliśmy z ulgą, formowanie się pierwszego od lat opozycyjnego rządu (in spe) – z nadzieją. Ale zaraz potem zaczęły się tarcia, a jakże, o aborcję. Obserwujemy je z niepokojem, czy ów kompromis nie skruszy się, nim zdążymy zbudować coś realnego. Żeby – z braku współpracy – nie zostało tak, jak jest: aborcja obwarowana zakazami, pielgrzymki po lekarzach, bo może trafić się „klauzulowy”, wysłuchiwanie tyrad od osób niepytanych o kolor ich sumienia. W końcu udusilibyśmy się w tym.
Facebooki zaroiły się więc od spekulacji i podliczeń. Jak to zrobić, żeby nastąpiła realna zmiana w traktowaniu praw kobiet? Czy się w ogóle da? Od kogo i czego wymagać? Kto kogo powinien przycisnąć? Aborcję na żądanie przed wyborami wpisały w program tylko dwie partie: Lewica i Koalicja Obywatelska.