Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Kanon lektur: i znów rozpętało się piekło. Po co nam ta reforma, jeśli nic się nie zmieni?

Nowy stary kanon lektur szkolnych Nowy stary kanon lektur szkolnych Tomasz Stańczak / Agencja Wyborcza.pl
Po co wprowadzać reformę, opracowywać nowe podstawy programowe, wymyślać nowe egzaminy ósmoklasisty i maturalny, skoro zmiany są tylko z nazwy? Nad czym pracuje zespół dr Kingi Białek, jeśli ma nic się nie zmienić?

W sierpniu, czyli już za moment, mają zostać ukończone prace nad propozycją nowej podstawy programowej języka polskiego dla szkół podstawowych. Nic dziwnego więc, że przewodnicząca zespołu ekspertów zdecydowała się uchylić rąbka tajemnicy i poinformować zaciekawione społeczeństwo o zmianach w kanonie lektur.

Według dr Kingi Białek zmniejszy się liczba dzieł obowiązkowych, a zamiast sztywnej listy lektur uczniowie otrzymają spis książek do wyboru. Kanon będzie więc luźny, a nie, jak jest teraz, z góry narzucony. Przyjęto to jako zapowiedź likwidacji obecnego kanonu, w którym główne miejsce zajmują albo bardzo grube książki, np. „Quo vadis” Henryka Sienkiewicza, albo przestarzałe, np. „Dziady” Adama Mickiewicza czy „Balladyna” Juliusza Słowackiego. Dzieci będą czytać krótkie lektury, a z dłuższych jedynie niewielkie fragmenty.

Rozpętało się piekło

Niespodziewanie zapowiedź zmian nie ucieszyła nikogo: ani zwykłych ludzi, ani polityków. Dzieci nikt o zdanie nie zapytał, rzeczniczka praw dziecka dziwnym trafem zapadła się pod ziemię, a rzeczników praw ucznia chyba jeszcze nie ma. W sieci rozpętało się piekło, wszyscy protestowali, że nauka języka polskiego bez poznawania klasyki naszej literatury to jak pływanie w basenie bez wody.

Natychmiast zareagowało MEN, oświadczając, że to tylko niezobowiązujące propozycje ekspertów, które zostaną poddane szerokim konsultacjom społecznym we wrześniu i październiku. Głos zabrał rzecznik rządu Adam Szłapka, który wyraził się dosadniej: „Kanon lektur pozostanie bez zmian.

Reklama