Prezesowi PKOl Radosławowi Piesiewiczowi być może zabrakło odwagi, by osobiście opowiedzieć o finansach olimpijskiej centrali oraz o wydatkach na paryskie igrzyska. Wysłał przybocznych, którzy zresztą od razu wykluczyli możliwość zadawania pytań. Aby jednak stworzyć wrażenie transparentności, liczne, wielomilionowe wydatki ujęto w konkretne kwoty. Problem w tym, że nie o wszystkich wydatkach powiedziano, a te, które ujawniono, prowokują do kolejnych pytań. Dowiedzieliśmy się m.in., że:
1.
Od września 2023 r. w ramach sponsoringu spółki skarbu państwa przekazały olimpijskiej centrali ponad 37 mln zł. Jednak w innym miejscu stworzonego na potrzeby chwili dokumentu pada stwierdzenie, że „przychody PKOl za usługi świadczone spółkom Skarbu Państwa w okresie maj 2023 – sierpień 2024” to niemal 59 mln. A w kolejnym zdaniu znajduje się informacja, że „razem ww. przychody” to jednak 66 mln.
To w końcu ile? Poinformowano jednocześnie, że związki sportowe otrzymały od tych państwowych dobroczyńców niemal 19 mln zł. Tę kwotę podzielono między 25 federacji. Wychodzi grubo poniżej miliona na związek. Szału nie ma. Po co związkom taki pośrednik, który większość środków zatrzymuje dla siebie?
2.
Dom Polski, czyli wynajęty w Paryżu pałacyk, w którym prezes Piesiewicz podczas igrzysk brylował w roli gospodarza, a zaprzyjaźniona telewizja Polsat mogła ulokować swoje studio, kosztował niemal 13 mln zł. Co polski sport z tego ma? Nie wiadomo. Ujawniono za to, że Dom Polski wypracował 4,7 mln przychodu. Nie bardzo wiadomo, w jaki konkretnie sposób.
Nie przeszkodziło to jednak autorom raportu dojść do radosnego wniosku, że w zasadzie to Dom Polski kosztował 8 mln. Niewykluczone, że podczas kolejnej prezentacji okaże się, że wynajęcie pałacyku właściwie przyniosło polskiemu sportowi zysk. Trzeba to wszystko koniecznie wyjaśnić kolarskiej medalistce, która nie miała strojów startowych.
3.
Koszt wynagrodzenia prezesa to ponoć 35,5 tys. zł netto miesięcznie. Przynajmniej w tym roku. Bo w zeszłym – co ujawniono niedawno w czasie spotkania w zamkniętym gronie w PKOl pod postacią rubryki w arkuszu Excela – było to 48 tys. zł na rękę. W dalszym ciągu to jednak tylko deklaracje. Jak ujawnił niedawno minister sportu Sławomir Nitras, kontrolerzy wysłani do PKOl ze stołecznego ratusza, którzy poprosili o dokumenty potwierdzające prezesowskie zarobki, jak również ich podstawę prawną, spotkali się z odmową.
4.
Sprawa wyboru partnera kolekcji olimpijskiej została potraktowana w paru zdaniach. Poinformowano, że członkowie prezydium zarządu mieli możliwość zapoznania się z ofertami Adidasa i 4F, po czym przygniatającą większością głosów wybrali tę pierwszą. Niestety wciąż nie wiadomo, jak to się stało, że skoro wybrano tak korzystną propozycję, prezes Piesiewicz tuż przed igrzyskami musiał prosić ministerstwo sportu o pilny przelew ponad 1,1 mln zł, bo „zabrakło na stroje”. I co konkretnie federacje z tego mają poza ubraniami załatwionymi na okazję igrzysk.
5.
Spółka gastronomiczna powołana niedawno przez PKOl do prowadzenia restauracji w siedzibie komitetu miała być nieodzowna, gdyż lokal musiał przejść remont – oczywiście z kasy PKOl – a odremontowany szkoda było wynajmować. Dodano, że jedynym właścicielem spółki jest PKOl. To prawda, zwłaszcza odkąd na początku września przejął 30 proc. udziałów należących do Julity Słowikowskiej, starej znajomej prezesa Piesiewicza. Dlaczego wybrano ją jako udziałowca (a następnie się pozbyto), ile kosztował remont i czy działalność restauracji jest rentowna – tego oczywiście nie ujawniono.
6.
Ani słowo wyjaśnienia nie padło w związku ze zleceniem dla firmy informatycznej Flower Interactive. Jak niedawno ustaliła „Polityka”, PKOl zapłacił jej 3 mln zł za stworzenie „systemu wolontariatu”. Flower Interactive to kolejna stara koszykarska znajomość prezesa – od lat wykonuje usługi na rzecz Polskiego Związku Koszykówki, któremu Piesiewicz szefuje od sześciu lat. Jaki sens ma ten wydatek i do czego ów system służy, gdzie są owi wolontariusze, czym się na co dzień zajmują i czy w ogóle z tego systemu korzystają, wciąż nie wiadomo.
Pytań więc przybywa, tymczasem grupa trzymająca władzę w PKOl ustami wynajętego prawnika zagroziła, że dziennikarze, którzy zostali zidentyfikowani jako naruszający dobra osobiste prezesa, jak również samego stowarzyszenia, powinni liczyć się z pozwami. Zaś minister Nitras w związku z „niezaprzestaniem naruszeń” i „nieopublikowaniem przeprosin” pozew otrzyma lada dzień.
Jak wyjaśniono podczas prezentacji, nieobecność prezesa Piesiewicza usprawiedliwiona jest jego ciężką pracą. Skoro to prawda, że zgodził się na obcięcie pensji do skromnych 35 tys. zł na rękę, niewykluczone, że może nadrabia w nadgodzinach. W końcu niedawno zapowiedział, że teraz będzie pracował na rzecz PKOl całą dobę.