Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Nowy termin brexitu. Bruksela zgadza się na opóźnienie rozwodu

Donald Tusk i Boris Johnson podczas szczytu G7 w sierpniu 2019 r. Donald Tusk i Boris Johnson podczas szczytu G7 w sierpniu 2019 r. Forum
Paryż odblokował dziś decyzję Unii Europejskiej o trzymiesięcznym odroczeniu brexitu. Ekipie Emmanuela Macrona w zmianie linii pomogły przewidywania dotyczące zbliżających się wyborów w Wielkiej Brytanii.

Ambasadorzy krajów Unii Europejskiej w Brukseli zgodzili się dziś, by datę brexitu przesunąć na 31 stycznia 2020 r. Jeśli Londynowi udałoby się wcześniej ratyfikować umowę brexitową, to rozwód może nastąpić szybciej, tj. z końcem listopada albo grudnia. Rozstrzygnięcie ambasadorów wejdzie oficjalnie w życie, jeśli żaden z krajów wspólnoty nie zgłosi weta w najbliższych kilkudziesięciu godzinach. Nie zanosi się na to.

Czytaj też: Macron ma dość brexitowego serialu

Brexit. W co gra Francja?

Odsunięcie brexitu o trzy miesiące już w zeszłym tygodniu proponował Donald Tusk po konsultacjach m.in. z Berlinem, ale samotny sprzeciw zgłosiła Francja. Zmiana stanowiska nastąpiła dopiero w weekend. Jak tłumaczy francuska dyplomacja, kluczowa była rozmowa telefoniczna Emmanuela Macrona z Borisem Johnsonem. W rezultacie dzisiejsze obrady ambasadorów trwały zaledwie 20 minut. A Francuz nawet nie poruszył tematu „technicznego” odroczenia rozwodu tylko do połowy, a maksymalnie do końca listopada, choć jeszcze niedawno tłumaczono brukselskim dziennikarzom, że tak krótki termin mobilizowałby Izbę Gmin do szybkich prac nad ostatecznym zatwierdzeniem umowy brexitowej.

Zarówno zwolennicy dłuższego odwlekania brexitu (jak Tusk), jak i obrońcy „technicznego” odroczenia (jak Francuzi) tłumaczyli się niechęcią mieszania się Unii w politykę brytyjską. Dla przywódcy Francji ważne jest uniknięcie wrażenia, że wspólnota utrudnia realizację decyzji podjętej w referendum (albo że decyzje referendalne nie są ostateczne), co we francuskiej debacie wewnętrznej błyskawicznie podjęłaby Marine Le Pen jako argument przeciw Brukseli i Macronowi.

Reklama