W raporcie Kongresowego Biura Budżetowego (CBO) chodzi o pociski odpalane z ziemi, przeznaczone dla wojsk lądowych, ale rozmieszczone na odległych z punktu widzenia USA ekspedycyjnych teatrach działań – w rejonie Morza Bałtyckiego i Południowochińskiego. Rzecz jasna kontekstem opracowania jest ewentualność konfliktu zbrojnego z Rosją i Chinami, wpisana do amerykańskiej strategii bezpieczeństwa i obronnej za prezydentury Donalda Trumpa.
Analiza potwierdza zainteresowanie kongresmenów problemem wzmocnienia sił ofensywnych i defensywnych w obliczu przeciwnika mającego lokalną przewagę blokującą dostęp tradycyjnych nosicieli broni dużego zasięgu: samolotów i okrętów. Dokument może, choć nie musi od razu, mieć wpływ na decyzje polityczne, w tym najistotniejsze – budżetowe. Dlatego przewodniczący prestiżowej komisji sił zbrojnych Senatu USA poprosili cieszącą się renomą instytucję o przedstawienie różnych opcji i ocenę ich kosztów przy założeniu – co ważne – że dozbrojenie ma nastąpić szybko. Nie trzeba dłuższej argumentacji, że to opracowanie jest niezwykle istotne również z punktu widzenia NATO i Polski.
Czytaj też: Nasi żołnierze w centrum konfliktu
Wyścig zbrojeń po traktacie INF
Raport CBO sygnalizuje, że po wyjściu USA i Rosji z traktatu INF, ograniczającego zasięg odpalanych z lądu pocisków balistycznych i manewrujących do 500 km, Amerykanie szybko zmierzają do wypełnienia tej luki. Rosjanie, choć tak samo związani traktatem, za bardzo się nim nie przejmowali i w ciągu ostatnich dwóch dekad zaprojektowali i