Rozpoczęta dziś pierwsza runda rokowań, którą kierują Michel Barnier i David Frost (główni negocjatorzy UE i Wielkiej Brytanii), potrwa w Brukseli do czwartku. Kolejna powinna się zacząć w drugiej połowie marca w Londynie.
Czytaj też: Pół miliona Polaków chce zostać. Dlaczego tak mało?
Czy Boris Johnson blefuje?
Premier Boris Johnson zarzeka się, że nie poprosi o przedłużenie okresu przejściowego (do końca tego roku Brytyjczycy nie mają głosu w unijnych instytucjach, ale poza tym funkcjonują, jakby dalej byli członkami wspólnoty). Zgodnie z umową Johnson mógłby to zrobić do końca czerwca, ale kilka dni temu ostrzegł, że jeśli nie uda się osiągnąć dostatecznych postępów, to Londyn przejdzie na standardy wyznaczone przez Światową Organizację Handlu – z cłami i kwotami eksportowymi.
Byłoby to kosztowne dla Unii, ale znacznie dotkliwsze dla gospodarki brytyjskiej. Dlatego część dyplomatów w Brukseli podejrzewa Johnsona o blef. Nie brak też pesymistów przekonanych, że rzeczywiście jest gotów na tak mocne przecięcie relacji.
Czytaj także: Przewodnik po brexicie – co nas czeka?
Paryż zaostrza warunki
Najtrudniejszym elementem rokowań są postulaty wspólnoty dotyczące „równych zasad gry” (level playing field), czyli rygorystycznych wymogów uczciwej konkurencji między gospodarkami Wielkiej Brytanii i Unii. Bruksela oferuje Londynowi handel bez ceł i ograniczeń ilościowych (tzw. kwot), ale w zamian żąda, by brytyjskie firmy nie uchylały się od przestrzegania m.