Świat

„Dżuma” czy „Dekameron”? Gorący spór filozofów o wirusa

Alain Finkielkraut chwali postępowanie prezydenta Emmanuela Macrona podczas pandemii. Alain Finkielkraut chwali postępowanie prezydenta Emmanuela Macrona podczas pandemii. POOL / Reuters / Forum
Czy europejskie rządy zlekceważyły koronawirusa i doprowadziły do śmierci swoich rodaków? Czy też wprost przeciwnie, przeceniły zagrożenie i dążą do wprowadzenia totalnej obserwacji obywateli.

W Europie trwa gorąca debata intelektualistów w sprawie skali zagrożenia pandemią, odpowiedzi rządów na Covid-19 i wywołany przez niego kryzys. W oblężonym przez wirusa Paryżu doszło do zderzenia zwolenników „Dżumy” Alberta Camusa i „Dekameronu” Giovanniego Boccaccia.

Czytaj też: Życie w czasach koronawirusa. Zapiski Adama Przeworskiego

Rządy lekceważą zagrożenie? Czy je przeceniają?

Do Camusa odwołuje się w „Le Monde” znany i w Polsce konserwatywny dziś filozof i eseista Alain Finkielkraut. Francuski pisarz opisywał w „Dżumie” wojnę jako epidemię, a prezydent Francji Emmanuel Macron walczy z koronawirusem, sięgając do retoryki wojennej – mówi Finkielkraut. Jego zdaniem mamy do czynienia z wydarzeniem bez precedensu, którego nie można było przewidzieć, więc wypada pochwalić szefów rządów za to, że odsuwając gospodarkę na dalszy plan, odzyskali „prymat polityki”.

Syn polskich Żydów, członek Akademii Francuskiej i oficer Legii Honorowej nie ma żadnego zrozumienia dla – jak to określił – „nienawistnej” krytyki ze strony tych intelektualistów, którzy dziś mają rządom za złe zarówno lekceważenie, jak i przecenianie zagrożenia. Przykładowo francuski filozof Robert-Walter Redeker obwinia Macrona o śmierć tych, którzy 15 marca zakazili się w lokalach wyborczych. Z kolei włoski filozof Giorgio Agamben oraz niemiecki Peter Sloterdijk pomawiają rządy o to, że banalną grypę stylizują na pandemię, wprowadzając totalną obserwację obywateli.

Czytaj też: Jaki świat się wyłoni z tej pandemii

Nadchodzi dyktatura biopolityki?

Finkielkraut z obrzydzeniem przeczytał we francuskim tygodniku „Le Point” wywiad ze Sloterdijkiem, w którym Niemiec radzi rzucić w kąt „Dżumę” i sięgnąć po opiewający ucieczkę przed epidemią „Dekameron”, bo „czasami prowadzi się fałszywą wojnę”. I tak jak Czarna Śmierć, średniowieczna epidemia dżumy, nie zatrzymała wzlotu Europy, „tak o wiele słabszy koronawirus nie powstrzyma wzlotu Chin”.

Sloterdijk w nawiązaniu do Boccaccia kreuje nową dziedzinę wiedzy: „labiryntologię” i – oburza się Finkielkraut – w postmodernistycznym żargonie czyni z medycyny wspólnika nowego totalitaryzmu. Niemiec twierdzi bowiem, że na naszych oczach powstaje państwo nadzoru totalnego, sięgając do upiora „rozporządzeń odgrzebywanych z przeszłości”. We francuskim przypadku są to czasy niemieckiego protektoratu Vichy w czasie II wojny światowej i faszyzmu jego przywódcy Philippe Pétaina.

Zdaniem Niemca nadchodzi „dyktatura biopolityki”, którą zapowiadał już Michel Foucault. To od ćwierć wieku, od dnia rozszyfrowania ludzkiego genomu, ulubiony temat Sloterdijka. W 1999 r. wzbudził on w kraju oburzenie rozważaniami nad możliwościami „hodowania” nowego człowieka. Kiedyś Finkielkraut opublikował razem ze Sloterdijkiem książkę. Wtedy był ekscytującym rozmówcą, dziś „jego ton i treści są obrzydliwe, arogancja Sloterdijka jest nieznośna”.

Wywiad Żakowskiego: Prof. Ziblatt o dylematach, jakie przyniosła nam pandemia

Upadek myślenia po 1989 roku?

Finkelkraut równie ostro rozprawia się z entuzjastą Carla Schmitta Giorgio Agambenem, który we włoskiej prasie twierdził, że terroryzm był tylko pretekstem do wprowadzenia stanu wyjątkowego do obowiązujących regulacji. Teraz Agamben tłumaczy w „Le Monde”, że pandemia to tylko wymysł, bo jakoby milczą w sprawie wirusa rzecznicy dwóch dominujących we Włoszech ideologii: katolicyzmu i kapitalizmu, tej religii pieniądza. Finkielkrauta oburza, że gdy włoskie gazety codziennie publikują od 10 do 12 stron nekrologów, to Agamben chłoszcze obywateli za rzekomą zdradę politycznych i społecznych wartości.

Sloterdijk i Agamben zdaniem Francuza potwierdzają jego tezę sprzed 30 lat o „upadku myślenia” po 1989 r. Dziś intelektualiści na wszystko próbują dać jakieś wyjaśnienie. „A jeśli go nie znajdują, to potrzebują przynajmniej wroga – najlepiej zdrajcy”. XX w. „nauczył nas, że głupota wcale nie jest przeciwieństwem inteligencji. Istnieje też głupota inteligencji i głupota intelektualistów, którzy myślą w kategoriach zamkniętych systemów. Tymczasem we wszystkim, co się dzieje z ludźmi, człowiek zawsze ma swój udział. Nie jesteśmy ani piłką w grze struktur, ani ich produktem. Każdego dosięgnie werdykt historii”.

Czytaj też: Przetrwać razem, za wszelką cenę. Tylko jak?

Współczesny nihilizm jeszcze nie zatriumfował

Oczywiście – kończy Finkelkraut – trzeba krytykować deficyty polityki, nieprzygotowanie na kryzys, zwlekanie z decyzjami, a potem nadmierne reakcje: „Niemniej nie wolno zapomnieć o tym, że niepewność i tragizm są częścią ludzkiej egzystencji. Wyobraźmy sobie na moment, że wszechwiedzący intelektualiści zastąpiliby rządy: wówczas na zmorę epidemii nałożyłaby się już tylko czysta zgroza”. W obecnym kryzysie politycy „właściwie wyznaczyli priorytety. Chcą ratować najsłabszych i najbardziej zagrożonych. Życie starca jest dokładnie tyle samo warte co człowieka w pełni sił”.

Finkielkraut przypomina klasyczną formułę rządów totalitarnych: „kto nie pracuje, ten nie je”, o „darmozjadach”, ludziach społecznie bezużytecznych, szkodnikach niezasługujących na prawo do życia. I kończy: „Dopóki trzymamy się zasad, dopóty współczesny nihilizm nie zatriumfował, a my żyjemy w krajach cywilizowanych”. Tę rozprawę francuskiego konserwatysty z kolegami z Włoch i Niemiec omówił dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Warto ją odnotować także w Polsce, bo przecież objawili się i u nas na prawicy zwolennicy poprawy „polskiej puli genetycznej” przez eliminację gorszego materiału ludzkiego.

Prof. Jeffrey Sachs: Co zrobić, żeby wygrać z populizmem?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną