Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Amerykanie wycofują się z umowy o „otwartym niebie”

Amerykańska baza lotnicza w Charleston w Karolinie Południowej Amerykańska baza lotnicza w Charleston w Karolinie Południowej Ryan Callaghan / Flickr CC by SA
Umowa o „otwartym niebie” to ważne narzędzie zaufania, pozwalające sprawdzić, co robią siły zbrojne innych państw i czy nie szykują się do agresji. O co więc chodzi Amerykanom?

Donald Trump na kilka tygodni przed odejściem z Białego Domu ogłosił zaskakującą decyzję: USA wycofują się z umowy o „otwartym niebie”, pozwalającej latać nad terytoriami krajów sygnatariuszy nieuzbrojonym samolotem rozpoznawczym. To ważne narzędzie zaufania, bo pozwala sprawdzić, co aktualnie robią siły zbrojne innych państw.

Kraje pod „otwartym niebem”

Samą inicjatywę podjęto na początku lat 90., gdy rozpadał się Układ Warszawski i ZSRR. Atmosfera była zupełnie inna, przywodząca na myśl „koniec historii” Francisa Fukuyamy. Po zimnej wojnie miały zatriumfować miłość, szczęście i radość. Dla pewności 24 marca 1992 r. w Helsinkach podpisano traktat „Open Skies”.

Większość sygnatariuszy należy do NATO i byłego Układu Warszawskiego, wśród nich: USA, Rosja, Ukraina, Białoruś, Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Kanada, Turcja, Grecja, Kazachstan, Dania, Bułgaria, Rumunia czy Węgry. Polska dołączyła w 1995 r. Traktat podpisały także państwa neutralne: Szwecja i Finlandia. Niektóre europejskie kraje do niego nie przystąpiły, w tym Szwajcaria, Austria, Serbia i Albania. Ale żaden z nich raczej nie przymierza się do ataku na resztę świata.

Były dowódca wojsk USA w Europie: Rosja jest groźna

Każde państwo objęte traktatem może wykonać określoną liczbę lotów, oczywiście po uprzedzeniu. Samolot jest sprawdzany, bada się, czy przenosi wyłącznie dozwoloną aparaturę, a na pokładzie są obserwatorzy państwa gospodarza.

Reklama