Świat

Putin cofnął się z ukraińskich granic. Ale czy przegrał?

Rosyjskie manewry nad Morzem Azowskim, 22 kwietnia 2021 r. Rosyjskie manewry nad Morzem Azowskim, 22 kwietnia 2021 r. Stringer / Reuters / Forum
Odwrót większości wojsk obniżył ryzyko natychmiastowej napaści, ale nie zmniejszył obaw o agresywne działania Rosji. Putin zderzył się jednak z twardszym niż do tej pory wparciem Zachodu dla Ukrainy.

Wracają żołnierze, wozy bojowe, okręty. Formalnie to koniec serii ćwiczeń i sprawdzianu gotowości bojowej – ulubionego narzędzia rosyjskiego resortu obrony, używanego w różnych celach. Gdy tytularny generał armii minister Siergiej Szojgu (nie jest wojskowym) dał w czwartek wojsku rozkaz powrotu do baz i rejonów stacjonowania, Europa odetchnęła z ulgą, wypatrując deeskalacji. Ale Ukraina ma świadomość, że nawet po wycofaniu części skoncentrowanych sił Rosja i tak zachowa u jej granic i na anektowanym Krymie zwiększony potencjał ofensywny. Więc choć ulga zapanowała i w Kijowie, cieszyć się za bardzo nie ma z czego. Widmo nowej wojny odsunęło się, ale nadal majaczy nad Kubaniem, regionem Rosji na wschód od Krymu i Morza Azowskiego.

Rosja mocna na wodzie

W sensie wojskowym koncentracja sił u granic Ukrainy (notabene nadal nie wiemy dokładnie, ile ich było) była dużej skali, ale w warunkach rosyjskich to rutynowy test gotowości jednostek, systemu przerzutu, wsparcia logistycznego i zaopatrzenia. Rosja sprawdzała więc nie tylko zdolności bojowe, ale niezwykle ważne dla powodzenia każdej operacji zaplecze. Jak się wydaje, zgromadziła siły zdolne do zajęcia kolejnego – pytanie, jak dużego i na jak długo – fragmentu terytorium Ukrainy, blokady Morza Azowskiego czy dokonania serii wypadów w celu udrożnienia i ubezpieczenia zablokowanego kanału Dniepr-Krym. W celu przemieszczenia na Krym Rosja wykorzystała nowe połączenie drogowo-kolejowe, most nad Cieśniną Kerczeńską, a do wsparcia operacji morskiej użyła niewielkich jednostek flotylli kaspijskiej, które przeszły na Morze Czarne śródlądowymi drogami wodnymi.

To sprytny zabieg, pokazujący, jak ważne w czasie kryzysu okazuje się utrzymywanie w należytym stanie infrastruktury wodnej, w wielu krajach zaniedbanej. Liczne rzeki i kanały Rosji pozwalają bowiem przemieszczać nawet okręty podwodne z jednego morza na drugie – na barkach.

Wreszcie Rosja rozmieściła na Krymie mobilne zasoby antydostępowe – rakietowe systemy obrony powietrznej i wybrzeża, które skomplikowały sytuację wojskową Ukrainy, ale też położonych w basenie Morza Czarnego krajów NATO. Choć Krym w czasie trzech tygodni tego kryzysu był jeszcze pilniej obserwowany z powietrza przez różnego typu samoloty i bezzałogowce rozpoznawcze państw sojuszu, gdyby doszło do wojny, Rosja z łatwością uniemożliwiłaby im loty.

Putin nieco zaskoczony

W sensie politycznym rosyjski dyktator zademonstrował dużą swobodę manewru i odporność na presję polityczną Zachodu. Od początku koncentracji wojsk posługiwał się dogodnym wyjaśnieniem, że to tylko ćwiczenia, i w tym zakresie plan doprowadził do końca. W czasie eskalacji wygłosił ważne przemówienie do narodu, który mógł na własne oczy zobaczyć, gdzie leżą „czerwone linie interesów Rosji”, za których naruszenie grozić będzie „nigdy niespotykany odwet”. Gdy przypomniał ukraiński majdan, obalenie prezydenta Wiktora Janukowycza i porównał tę sytuację do protestów na Białorusi, które jego zdaniem miały być puczem wymierzonym w Aleksandra Łukaszenkę, Rosjanie natychmiast skojarzyli, jaka mogłaby być reakcja Kremla. I nie tylko oni, wojskowa podbudowa politycznego przekazu Putina miała być wyraźnym sygnałem dla Zachodu, by nawet nie próbował.

O ile jednak starcie militarne, zwłaszcza w obronie kraju niebędącego członkiem NATO i Unii, było w tym kryzysie nie do wyobrażenia, o tyle reakcja dyplomatyczna, jej skala i szybkość najpewniej Putina zaskoczyły. I być może przyczyniły się do decyzji o niepodejmowaniu agresywniejszych kroków.

Czytaj też: Putin świętuje rocznicę zajęcia Krymu

Ukraina w orbicie Zachodu

Zachód szybko się zorientował, co się kroi, do tego reagował błyskawicznie i nadzwyczaj zgodnie. Owszem, głównie werbalnie, metodą strategicznej komunikacji. Ale w pewnym momencie Amerykanie rozważali przecież wysłanie na Morze Czarne dwóch niszczycieli, zaczęli ćwiczenia lotnicze w Polsce, kontynuowali europejską misję bombowców, no i prowadzili intensywny monitoring obszaru eskalacji z powietrza i kosmosu.

Mało tego, w czasie tego kryzysu w Europie gościł sekretarz obrony USA, do którego dołączył sekretarz stanu, a NATO zorganizowało nadzwyczajne spotkanie z ukraińskimi wysłannikami. To, że ostatecznie amerykańskie okręty nie weszły na Morze Czarne, było decyzją najpewniej opartą na wnioskach z systemu rozpoznania, które mogły wskazywać, iż Rosjanie „odpuszczają” i nie warto zaogniać sytuacji.

Oprócz dziesiątek deklaracji o solidarności z Ukrainą padły nowe propozycje współpracy wojskowej, w tym zwiększenia amerykańskiego funduszu na pomoc militarną. Kiedy Szojgu ogłaszał koniec ćwiczeń, w Kongresie zaczynały się prace nad nową ustawą w tej sprawie. Były też ważne słowa, że to nie Rosja będzie decydować o członkostwie Ukrainy w NATO. Nie oznaczają, że w najbliższym czasie stanie się ona członkiem sojuszu, ale w coraz większej liczbie artykułów, analiz i raportów pojawia się przekonanie, że pozostawienie jej w szarej strefie bezpieczeństwa niesie większe ryzyka niż wciągnięcie jej w orbitę Zachodu. Oczywiście nadal nie brak też głosów przeciwnych, dlatego dyskusja trwać będzie jeszcze długo. Ale jeśli Putinowi chodziło o wystraszenie i zniechęcenie Zachodu do ukraińskiego tematu, efekt okazał się odwrotny.

Czytaj też: Ukraina stawia na NATO w grze z Rosją. Obudzi Zachód?

Turcja, Izrael, zaskakujący sojusznicy

Putinowi nie udało się też coś innego, o ile na to liczył. Ukraińcy nie dali się sprowokować i nie wykonali żadnego ruchu wojskowego, który mógł dać Moskwie albo separatystom z Doniecka i Ługańska powód do kontrataku. Trzymanie nerwów na wodzy, gdy walec Rosji zbliżał się do granic i nabierał masy, należy uznać za dowód dojrzałości ukraińskiej klasy politycznej i wojskowej, być może wspieranej ścisłymi konsultacjami i wywiadem z Zachodu, zapewne głównie z USA.

Opanowanie w połączeniu z intensywną akcją dyplomatyczną podniosło pozycję Ukrainy w Europie i przypomniało przywódcom Zachodu o nierozwiązanym problemie Krymu i Donbasu. Przyniosło także dość zaskakujące zaangażowanie dyplomatyczne innych stron: z apelem o uspokojenie odezwał się prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan, niestroniący przecież od interwencji poza granicami kraju, a Ukraińcy zaproponowali też mediację w sporze z Rosją premierowi Izraela Beniaminowi Netanjahu.

Kijów sięgnął więc po wsparcie tak szeroko jak nigdy, a korzyści, jakie może z tego mieć – choćby w sensie współpracy wojskowej i zakupów uzbrojenia w obu krajach – są nie do przecenienia. Potencjalnie, bo Ukraińcy czasem nadinterpretowują wyrazy sympatii czy zainteresowania. Warto jednak będzie śledzić szczególnie współpracę ukraińsko-turecką. Pozyskanie silnego i odważnego (czytaj: nieprzewidywalnego) sojusznika po drugiej stronie Morza Czarnego niewątpliwie skomplikowałoby sytuację Rosji.

Czytaj też: USA kontra Niedźwiedź. Biden układa się z Rosją

Rosjanie jeszcze nie skończyli

Mimo rzuconego hasła odwrotu Rosjanie nie wycofują się całkowicie. Na Krymie zostają siły spadochronowe z 56. brygady powietrzno-desantowej, pod Woroneżem pozostać ma na najbliższe pół roku 41. armia ogólnowojskowa, która weźmie udział w kolejnych ćwiczeniach. To wskazuje, że marcowo-kwietniowa eskalacja była też komunikatem dla NATO i Stanów. W dialogu prowadzonym na operacje wojskowe mogła to być odpowiedź Rosji na uruchomiony w 2020 r. cykl ćwiczeń USA i ich europejskich sojuszników pod nazwą Defender Europe. Edycja zeszłoroczna, zredukowana przez pandemię, koncentrowała się na basenie Morza Bałtyckiego, a jej główne epizody poligonowe rozegrały się w Polsce. Tegoroczna, już w pełnym wymiarze, skupi się na regionie Morza Czarnego, a obejmie Karpaty, kraje bałkańskie i czarnomorskie.

Rosja tak naprawdę nie miała szansy odpowiedzieć na te ćwiczenia aż do wiosny 2021 r. i zdecydowała się to zrobić tam, gdzie za kilka tygodni pojawią się Amerykanie. Swojej kwestii jeszcze nie skończyła – choć teraz trwa pauza, to wielkie manewry powrócą we wrześniu, gdy ruszy rosyjsko-białoruski Zapad-21. To, co działo się wokół Krymu, można uznać za wyprzedzające powiadomienie Zachodu, że Rosja jest w stanie zareagować. Zresztą wycofywanie wojsk dopiero się zaczęło i z oceną, co i gdzie jednak zostanie, trzeba poczekać. Skończył się pewien etap ciągłej operacji, następuje przegrupowanie sił, które przystąpią do kolejnego etapu. Nawet jeśli teraz Putin ustąpił, nie oznacza to, że skończył.

Czytaj też: Putin rozpycha się na Bałtyku

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną