Francja promuje teraz rozejmową rezolucję Rady Bezpieczeństwa UE, szef niemieckiej dyplomacji Heiko Maas prowadzi na miejscu rozmowy z Izraelczykami oraz przedstawicielami Autonomii Palestyńskiej, a dyplomacja pobrexitowej Wielkiej Brytanii w sprawie zaognienia między Izraelem i Hamasem jest na razie bardzo anemiczna.
Gdy poleciały pierwsze rakiety, izraelskie flagi w geście solidarności zawisły przy siedzibie CDU w Berlinie, na gmachach rządów w Austrii i Słowenii oraz nad pałacem prezydenta w Pradze. W koalicji rządowej w Belgii trwają za to nowe – na razie skazane na niepowodzenie – debaty o sankcjach na Izrael (chodzi o import z osiedli żydowskich). UE jako całość próbuje wykuwać wspólne stanowisko, choć z pełną świadomością, że rząd Beniamina Netanjahu teraz baczy prawie wyłącznie na USA.
Netanjahu buduje taktyczne sojusze
Ministrowie spraw zagranicznych krajów Unii we wtorek 18 maja ze względu na węgierskie weto nie zdołali przyjąć wspólnej deklaracji, która – jak referował szef unijnej dyplomacji Josep Borrell – miała połączyć apel o zawieszenia ognia, poparcie dla prawa do obrony Izraela przed Hamasem, wezwanie do adekwatnej odpowiedzi militarnej (jest wiele nieakceptowalnych palestyńskich ofiar cywilnych), a w kontekście Szejk Dżarra miała powtórzyć stanowisko w sprawie niedozwolonego osadnictwa żydowskiego na terytoriach okupowanych.
„Nie pomagają takie zwykle bardzo jednostronne oświadczenia UE wobec Izraela. Zwłaszcza w tych okolicznościach, kiedy napięcie jest duże” – mówił węgierski minister Peter Szijjarto.
Rząd Viktora Orbána bodaj najczęściej w ostatnich latach sprzeciwiał się „antyizraelskim” oświadczeniom wspólnoty, jak to ujmował Budapeszt.