Znów działa tzw. gorąca linia między dwoma państwami koreańskimi. Korea Płn. jednostronnie zawiesiła połączenie ponad rok temu, wysadzając przy okazji biuro łącznikowe na granicy i śląc w stronę Południa oraz jego sojuszników, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych, serię gróźb, w tym te o wysłaniu wojska do nadgranicznej strefy zdemilitaryzowanej. Wojny z tego nie było i zgodnie z rytmem stosunków międzykoreańskich nastrój na Północy się zmienił, po schłodzeniu relacji przyszedł czas na niezbyt gwałtowne ocieplenie. Wiadomo, że od kwietnia przywódcy obu krajów – Kim Dzong Un i Moon Jae-in wymieniali listy, a pierwsze połączenie gorącej linii trwało trzy minuty, teraz rozmowy przedstawicieli stron mają toczyć się codziennie.
W zmianie nastroju pomogły zabiegi prezydenta Moona, z zawodu prawnika specjalizującego się w prawach człowieka, który cierpliwie i szczerze namawia reżim zza 38. równoleżnika do większej otwartości. Zmiana stała się możliwa, bo Stany, naciskające na Północ, by porzuciła zbrojenia nuklearne i rakietowe, mają nowy rząd, a prezydent Joe Biden zapowiada bardziej wyważoną politykę niż Donald Trump, który najpierw próbował z Kimem coś wynegocjować, a gdy to się nie udało, straszył, że satrapa z Pjongjangu pożałuje.
Gospodarka się kurczy, covidu nie ma
Niemal na pewno obecna zmiana linii Kima to rezultat sytuacji wewnętrznej na Północy.