Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Prawie cała sala przeciw PiS. Jaki obraz Polski wyłonił się z tej debaty?

Na początku debaty głos zabrała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Na początku debaty głos zabrała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. POOL / Reuters / Forum
Padały apele do bezczynnej Komisji Europejskiej, by Polskę karać i sięgnąć w tym celu po wszystkie możliwe środki, bo czas na bycie zaniepokojonym się skończył – reporter „Polityki” wysłuchał debaty europosłów w Strasburgu.

Polska niecodziennie otwiera europejskie serwisy prasowe, a tak się stało za sprawą wtorkowej debaty w Parlamencie Europejskim. Premier Mateusz Morawiecki w Strasburgu objaśniał stanowisko PiS i swojego rządu w sprawie niedawnego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził niezgodność niektórych artykułów unijnego traktatu z polską konstytucją. Debata trwała cztery i pół godziny, wystąpiło kilkudziesięciu mówców. Z reguły nie odnosili się do meritum, nie wszyscy są prawnikami, a duża część miała tylko minutę na zabranie głosu, toteż częściej sięgali po pozaprawnicze argumenty.

Czytaj też: Rząd PiS odmawia Unii i stawia na konfrontację

Obrońcy ze skrajnej prawej flanki

Zamach na praworządność w Polsce zelektryzował PE, bo to kwestia kluczowa dla przyszłości wspólnoty i wpisuje się w fundamentalną dla Unii, ciągnącą się od lat dyskusję o głębokości integracji. Morawiecki zbierał aplauz skrajnej prawej flanki, w tym oczywiście posłów PiS. Jej przedstawiciele dowodzili m.in., że atak na suwerenny rząd ze strony Komisji Europejskiej i większości w PE to wyraz paniki federalistów. Dziękowali więc Polsce i trzymają kciuki za wytrwałość.

Z ich perspektywy UE to związek suwerennych państw narodowych, a postępowanie Komisji jest aroganckie. Twierdzą, że spór między wizją państw suwerennych a ideą superpaństwa jest w apogeum, bo coraz więcej polityk KE narusza kompetencje krajów członkowskich. Zaczęło się od epoki kryzysu finansowego i wspólnej polityki monetarnej, wprowadzonej po to, by niektóre kraje pogrążyć w jeszcze głębszym kryzysie, a inne wyprowadzić na prostą. Stąd każdy, kto podziela te argumenty, jest dziś Polakiem.

Czytaj też: Polexit to nie groźba. W mentalności PiS dawno się zaczął

Reszta sali zjednoczona przeciw PiS

Jednocześnie pod pręgierzem postawiła Morawieckiego reszta sali, która tym razem zrezygnowała z podziałów partyjnych i zjednoczonym frontem, prośbą i groźbą starała się przekonać szefa polskiego rządu do odwrotu z drogi bezprawia. Zarazem powszechnie liczono, ile Polska wpłaca do wspólnego budżetu, ile dostaje i ile ma za chwilę dostać w ramach popandemicznych funduszy. Zbieranych z pieniędzy, które w formie podatków wpłacają wyborcy niektórych uczestniczących w debacie europosłów spoza Polski.

Przeciwnicy polityczni Morawieckiego wskazywali, że polski rząd wędruje w stronę autorytaryzmu. Stąd było o Putinie (z pytaniem, czy po orzeczeniu TK – „przystawki politycznej rządu” – Morawiecki w sekrecie przypadkiem nie otworzył szampana z prezydentem Rosji). Padło też wiele odniesień do orbanowskich Węgier. Próbowano dowiedzieć się od Morawieckiego, jak Białorusini i Rosjanie mają walczyć o demokrację, gdy patrzą na dzisiejszą Polskę, sprzeniewierzającą się demokratycznemu dziedzictwu i dorobkowi. Orzeczenie TK uznano za niedopuszczalny atak na Unię, zasianie nasiona demokracji nieliberalnej w Europie i bombę, której eksplozja doprowadzi do końca integracji. Taki scenariusz mógłby się zrealizować, gdyby trybunały lub sądy najwyższe z innych krajów poszły tą samą drogą co trybunał Julii Przyłębskiej.

Równolegle padały – zwłaszcza ze strony posłów lewicy, zielonych i liberałów – apele do bezczynnej Komisji Europejskiej (przewodnicząca Ursula von der Leyen wysłuchała debaty w całości), by Polskę karać i sięgnąć w tym celu po wszystkie możliwe środki, bo czas na bycie zaniepokojonym się skończył, a bycie Europejczykiem nie polega już na siedzeniu z założonymi rękami. Lewica dowodziła, że to konieczne, bo trzeba bronić przestrzegania praw człowieka, deptanych przez rząd Morawieckiego, a to przecież nie jest średniowiecze i – to odniesienie do pisowskich przepisów aborcyjnych – czasy zakładania pasów cnoty. Liberałowie wątpili, czy prawo w Polsce będzie dalej obowiązywać. Chadecy zwracali m.in. uwagę, że silne instytucje są w interesie obywateli, natomiast instytucje słabe – w tym kierunku zmierza reforma polskich sądów – służą tylko nielicznym, najprędzej władzy. Dlatego atakując Unię, premier osłabia i zubaża przede wszystkim Polskę.

Czytaj też: Mimo groźby polexitu PiS wciąż rośnie w sondażach

Od rozbiorów do wejścia do Unii

O Polsce i Polakach mówiono dużo. Strona demokratyczna nad Wisłą dostała ze Strasburga sygnał, że dostrzeżone zostały uliczne demonstracje z ostatnich dni i tygodni. Udział obywateli w manifestacjach sprzeciwu wobec polityki rządu Zjednoczonej Prawicy był często powtarzanym argumentem, ma być wskazówką, że przewaga PiS w Sejmie i wśród wyborców jest stosunkowo niewielka. Podobnie wspominane były prześladowania sędziów, zatrzymania uczestników protestów i podwójne standardy w podejściu policji do grup obecnych na zgromadzeniach, pogarszająca się sytuacja mediów i dziennikarzy oraz wydarzenia na granicy z Białorusią. Powtarzano też wielokrotnie wyniki sondaży, w których Polacy wypadają na najbardziej proeuropejskie społeczeństwo w Unii.

Były to nieliczne wątki odnoszące się do polskiej współczesności. Polska narysowana podczas debaty – w tym przez samego premiera, von der Leyen, posłów polskich i z pozostałych państw – to kraj raczej z XX w. i czasów wcześniejszych, no może jeszcze z pierwszej dekady XXI w. Później polskie zasługi dla Europy czy pozytywne wyjątkowości się kończą. Mówiono o rozbiorach i oporze konserwatystów przeciw nowoczesnej, trzeciomajowej konstytucji, papieżu Janie Pawle II, było o walce z sowieckim i niemieckim okupantem, wojnach (bolszewickiej i II światowej), Lechu Wałęsie, oczywiście sporo o Solidarności, księdzu Jerzym Popiełuszce w rocznicę jego śmierci, przełomie 1989 r. i ożywczej energii wniesionej przez Polskę do Unii wraz z polskim członkostwem.

Czytaj też: Berlin, Paryż i inne stolice nie odpuszczą Warszawie po wyroku TK

Kto gdzie siedział w PRL

Przy okazji polscy posłowie z opozycyjnym rodowodem ustalali między sobą, kto gdzie siedział w PRL i z kim z peerelowskiej nomenklatury sprzymierza się dziś. Morawiecki mówił, że nie będą go pouczać dawni komuniści (jak Marek Belka, Włodzimierz Cimoszewicz czy Leszek Miller), w kontrze usłyszał o zasiadającym w obecnym TK Stanisławie Piotrowiczu. Wątki historyczne, tak często podnoszone, dały w sumie wrażenie, jakby symboliczna atrakcyjność Rzeczpospolitej była trochę na kredyt, który właśnie się wyczerpuje.

Czytaj też: Presja rośnie. Holandia chce wstrzymania miliardów euro dla Polaki

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną