Rosyjskie wojska mają za miedzą od siedmiu lat, bo tyle już trwa interwencja w Donbasie i tyle upłynęło od aneksji Krymu, o czym warto wspomnieć w kolejną rocznicę Majdanu. Co chwila przy ukraińskiej granicy odbywają się jakieś manewry (niedawno Zapad-2021), ćwiczenia, Rosjanie sprowadzają ciężki sprzęt, który zazwyczaj zostaje na miejscu i nie wraca do baz. Co jakiś czas rozlegają się strzały, wciąż giną ludzie.
Nagłe, choć kamuflowane, ruchy wojsk potwierdzili w USA rzecznicy departamentu stanu Antony Blinken i departamentu obrony. Amerykanie przyznają, że nie są w stanie sprecyzować intencji Kremla, nie wiedzą, czy to presja psychologiczna, czy szykowanie agresji lub lokalnego konfliktu, jednak ta aktywność wojsk w bliskości ukraińskich granic jest ich zdaniem niepokojąca. To dlatego komunikują się z członkami NATO i Kijowem, próbują nawet z Moskwą.
Moskwa zdecydowanie wszystkiemu zaprzecza, a co więcej, oskarża Zachód i NATO o zwiększoną obecność wojskową na terenie Ukrainy. A to zagraża jej interesom i narusza równowagę w regionie. Z drugiej strony, jak chętnie podkreśla Kreml, połączone siły ukraińskie i sojusznicze nie są w stanie pokonać rosyjskiej armii.
Czytaj też: