Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Putin rozrabia na balkonie. Zagrożenie dla Polski gwałtownie wzrosło

Prezydent Rosji Władimir Putin. 21 lutego 2022 r. Prezydent Rosji Władimir Putin. 21 lutego 2022 r. Kremlin Pool / Russian Look / Forum
30 tys. wojsk pozostawionych na Białorusi tworzy trwałe i realne zagrożenie dla Polski, Ukrainy i państw bałtyckich. To odczuwalny skutek najnowszej rosyjskiej ekspansji militarnej, i to taki, który dużo zmienia dla naszego bezpieczeństwa.

Wielu obserwatorów wydarzeń ostatnich tygodni tego się właśnie obawiało: że jak Rosjanie raz wejdą, to już nie wyjdą. W międzyczasie padło zapewnienie – i to na najwyższym państwowym szczeblu, złożone przez Władimira Putina przy okazji rozmów z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem – że rosyjskie wojska po zakończeniu ćwiczeń opuszczą Białoruś. Ale okazało się, że cykl manewrów trwa, a wojska Rosji są w nich niezbędne. „W związku ze wzrostem aktywności wojskowej w pobliżu zewnętrznych granic Państwa Związkowego i zaostrzeniem sytuacji w Donbasie prezydenci Republiki Białoruś i Federacji Rosyjskiej postanowili kontynuować kontrolę sił odpowiedzi Państwa Związkowego” – oświadczył minister obrony Białorusi Wiktar Chrenin. Szef sztabu Wiktar Hulewicz dodał: „Białoruś ma prawo żądać wycofania wojsk USA i poszczególnych państw NATO od granic Białorusi i Państwa Związkowego”. Rosjanie pozostaną więc na Białorusi najpewniej tak długo, jak wojska NATO będą obecne w Polsce, na Litwie i Łotwie. Czyli bezterminowo.

Czytaj też: Pull up, pull up! USA podniosły alert w sprawie Ukrainy

Możliwość ataku jądrowego z terenu Białorusi

Można pewnie długo snuć rozważania, czy Aleksandr Łukaszenka sam tego chciał, czy został do tego zmuszony. Czy ta „pokojowa inwazja” na Białoruś była głównym celem przemieszczeń wojsk z ostatnich dwóch miesięcy, czy korzyścią uboczną wynikłą z budowy zgrupowania mającego zagrażać Ukrainie od północy. Można się zastanawiać, czy powtarzanie po niespełna pół roku scenariusza ćwiczeń znanego z jesiennego Zapadu-21 miało sens. Wszystko to ma jednak już tło historyczne dla sytuacji bieżącej.

Ilu dokładnie Rosjan przyjęła gościnna ziemia białoruska? Na podstawie danych z transportów i ćwiczeń można mówić o 25 tys. – tyle podaje analizujący szczegółowo dyslokację rosyjskich wojsk wokół Ukrainy Konrad Muzyka. W amerykańskich i zachodnieuropejskich mediach znajdziemy też liczbę 30 tys. Oficjalnych danych Białoruś i Rosja nie ujawniły, mimo że są do tego zobowiązane w ramach mechanizmu przejrzystości wojskowej OBWE. Nie odpowiedziały też na protesty Litwy i Ukrainy.

Niezależnie od faktycznej liczby ustanowienie tej skali trwałej obecności wojskowej Rosji na Białorusi zmienia zasadniczo krajobraz strategiczny u granic Polski i na wschodniej flance NATO. O ile we wrześniu, w czasie ćwiczeń Zapad-21, rosyjskich wojsk na Białorusi było ok. 5 tys., o tyle teraz można mówić o co najmniej pięciokrotnym zwiększeniu ich liczby. Poszerzyły się też reprezentowane przez te wojska zdolności – w tej chwili chodzi nie tylko o lekkie siły powietrznodesantowe, jakie dominowały w czasie Zapadu, ale również pancerne, zmechanizowane, artylerię rakietową dużego zasięgu, nowoczesne lotnictwo myśliwskie i uderzeniowe, a także zaawansowane systemy obrony powietrznej.

Najbardziej niepokojące wydaje się rozmieszczenie na Białorusi wyrzutni rakietowych typu Iskander, zdolnych do strzelania pociskami balistycznymi i manewrującymi o zasięgu minimum 500 km i do przenoszenia głowic nuklearnych. Potwierdzenie „nuklearyzacji” Białorusi przez Rosję jeszcze nie nastąpiło, ale możliwość przeprowadzenia ataku jądrowego z terytorium Białorusi musi być brana pod uwagę i stanowi poważne zakłócenie regionalnej równowagi strategicznej.

Czytaj też: Czy Ukraina ma się jak bronić?

Druga militarna wyspa Rosji

Fakt zostawienia tych sił na Białorusi w krótkiej perspektywie najbardziej zagraża Ukrainie. Nadal nie można wykluczyć nagłej inwazji lądowej albo serii uderzeń powietrzno-rakietowych, w których siły rosyjskie na Białorusi odegrałyby rolę bezpośrednich wykonawców albo strażników północnej flanki. Ich rola wzrosłaby istotnie, gdyby Rosja zdecydowała się na uderzenie na Kijów, dokąd z Białorusi jest po prostu bliżej.

Tak czy owak, jeśli Rosjanie zostaną na Białorusi, by równoważyć potencjał NATO zgromadzony w Polsce i państwach bałtyckich, ich obecność będzie stałym zagrożeniem, zmuszającym Zachód do utrzymywania podwyższonej czujności i komplikującym wojskowe plany. Rosja uzyskuje bowiem dogodną pozycję do zaatakowania kluczowych dla wschodniej flanki obszarów, a jej zdolności oddziaływania z dystansu pozwalają wykorzystać Białoruś do szachowania centrów decyzyjnych zachodnich państw. W sąsiedztwie Polski i Litwy powstaje druga militarna wyspa Rosji po Obwodzie Kaliningradzkim.

Najbardziej zagrożony będzie obszar pomiędzy tymi wyspami – tzw. przesmyk suwalski. Wąski na niecałe 100 km obszar terytorium Litwy stykający się z naszą Suwalszczyzną stanowi w sytuacji zagrożenia militarnego dla państw bałtyckich prawdziwy korytarz życia, przez który muszą iść transporty lądowe ludzi i sprzętu. Od zachodu korytarz ten przylega jednak do strefy zmilitaryzowanej, jaką jest Obwód Kaliningradzki, z którego w każdej chwili może wyjść natarcie na wschód. Ograniczona faktycznie od lat wojskowa suwerenność Białorusi kazała się zastanawiać, czy jej terytorium będzie wykorzystywane przez Rosję do odcięcia lądowego połączenia państw bałtyckich z resztą NATO. Teraz, po wejściu Rosjan na Białoruś z intencją zostania na stałe, perspektywa zaciśnięcia się tych cęgów jest stuprocentowa. Dla Sojuszu oznacza to konieczność aktualizacji planów operacyjnych dotyczących Polski i państw bałtyckich. Od tej pory nie będzie można liczyć na „neutralność” Białorusi, która i tak stała pod znakiem zapytania. W przypadku konfliktu będzie ona krajem wrogim, z którego przyjść może atak i który może trzeba będzie zaatakować.

Oczywiście problem ten dotyczy NATO na poziomie planowania sojuszniczego, ale piętro niżej, na poziomie narodowym, dylematy te mają Polska, Litwa i nawet Łotwa, oddalona bardziej na północ. Położenie Litwy zmienia się przy tym w najbardziej drastyczny sposób – będzie z dwóch stron graniczyć ze stacjonującymi wojskami rosyjskimi, a wróg może się znaleźć 20 km od jej stolicy.

Tubylewicz: Putin wciągnie Szwecję i Finlandię do NATO?

Rakiety, które zagrażają Warszawie

Polska wcale nie będzie w lepszej sytuacji, zmienią się tylko kierunki. To, co Litwie będzie zagrażać z południowego zachodu i wschodu, na Polskę czyhać będzie od północy i wschodu. Siły rosyjskie obecne w Obwodzie Kaliningradzkim są prawdopodobnie mniejsze od tych wysłanych na Białoruś, ale odpowiadają korpusowi wojsk lądowych mającemu wsparcie lotnicze, rakietowe i morskie. Jeśli na Białorusi Rosjanie zgromadzili siły porównywalne lub większe, są w stanie wyprowadzić przeciwko Polsce atak, którego najbardziej obawiają się zarówno nasi dowódcy, jak i oficerowie NATO: odcinający północno-wschodnią część kraju, blokujący sojuszniczą pomoc dla Litwy i zagrażający wprost Warszawie.

Nieraz pisałem już o niebezpieczeństwie związanym z rosyjskimi formacjami uderzeniowymi stojącymi na tzw. bramie brzeskiej, oddalonej o niecałe 150 km od polskiej stolicy. Pojawienie się batalionowych grup bojowych wojsk zmechanizowanych każe jeszcze poważniej działać w kierunku wzmocnienia obrony na wschodzie, przyspieszenia budowy 18. Dywizji Zmechanizowanej i doinwestowania wczesnego ostrzegania, o ile w ogóle o czymś takim w polskich warunkach można mówić. Budowa zapory na granicy pomoże tylko częściowo, bo stalowe ogrodzenie z kamerami i czujnikami będzie stało na jej leśnym i polnym odcinku. Polska powinna już pomyśleć, jak wzmocnić i ochronić odcinek rzeczny. W czasie niekończących się ćwiczeń Rosjanie postawili bez problemu pontonowy most dla czołgów na o wiele szerszej od Bugu Prypeci.

Obecność na Białorusi rosyjskich rakiet, lotnictwa i systemów obrony powietrznej jeszcze zwiększy to zagrożenie. Rozstawienie za naszą wschodnią granicą systemów S-400 utrudni operowanie polskich F-16 na wschód od Warszawy. Wyrzutnie Iskander, które do tej pory zagrażały polskiej stolicy od północy, teraz będą mogły ostrzelać ją i ze wschodu. Zwiększa to ryzyko tzw. ataku saturacyjnego, przed którym trudno się obronić najlepszym nawet systemom antyrakietowym – a Polska jak na razie nie ma żadnego. Oczywiście bezbronni nie jesteśmy – zasięg pocisków JASSM i JASSM-ER naszych F-16, a w przyszłości także pocisków ATACMS na wyrzutniach HIMARS, pozwoli eliminować cele na Białorusi i w Obwodzie Kaliningradzkim bez zbliżania się do granic, ale te środki dalekiego rażenia zamówiliśmy, nie uwzględniając rosyjskiej niespodzianki na Wschodzie. Będzie ich po prostu za mało jak na liczbę potencjalnych celów.

Ewentualna odpowiedź na atak musi więc być sojusznicza, a ponieważ czasu na nią będzie niezwykle mało, samoloty i wyrzutnie rakietowe NATO powinny stacjonować w Polsce. No i reakcja Sojuszu musi być natychmiastowa. W NATO na pewno są wojskowi, którzy zdają sobie sprawę ze wzrostu zagrożenia, ale czy politycy pozwolą im podnieść gotowość do odpowiedzi, tego jak zwykle nie wiadomo.

Czytaj też: Co grozi Rosji? „Zareagujemy mocno”. UE ma pakiet sankcji

Jak zareaguje NATO

Zwłaszcza że kontekst dyplomatyczno-polityczny może nie sprzyjać decyzjom, które Rosja odbierze jako eskalację ze strony NATO. Można w ciemno obstawiać, że Kreml podniesie rwetes, gdy tylko wyczuje jakąś chęć odpowiedzi na militarną aneksję Białorusi. I jest tak samo pewne, że w krajach NATO znajdzie się silna opozycja wobec wzmacniania wschodniej flanki w odpowiedzi na przybliżenie się Rosjan. W końcu wszystkim zależy na deeskalacji, a nadzieja na nią może prysnąć w każdej chwili.

To, że na Białoruś wjechało trzy razy więcej wojska i o wiele groźniej uzbrojonego, niż mają w Polsce Amerykanie, może nie trafiać do wszystkich. Może być jeszcze gorzej – pojawić się mogą cudowne recepty polegające na wycofaniu sojuszniczych wojsk. Taki scenariusz w obecnym klimacie wydaje się nie do zrealizowania, ale NATO i tak będzie miało dylemat. Jak się zachować? Zażądać wyjazdu Rosjan? Powołać się na obietnicę Putina wobec Macrona? Zaproponować jakieś negocjacje z perspektywą obustronnej redukcji wojsk? A może rozmieścić nowe, narażając się na wściekłość Putina? Jeśli NATO nie zareaguje na faktyczne zajęcie Białorusi przez Rosję, pogorszy swoje położenie militarne, ale realny problem będą miały Polska i Litwa. I mogą z nim zostać same.

Rosjanie lubią mówić o Białorusi jako o strategicznym „balkonie” wcinającym się na kilkaset kilometrów w głąb obszaru przez Rosję niekontrolowanego i jej niechętnego. Wejście na ten balkon zbliża rosyjskie wojska do terytorium NATO, a zatem ułatwia i przyspiesza użycie siły, umożliwia stosowanie militarnego zastraszania, pozwala używać środków rozpoznania, by zaglądać sąsiadom nie tylko w okna, ale i do kuchni. Można śmiało powiedzieć, że na naszym osiedlu, na balkonie bezpośrednio sąsiadującym z naszym mieszkaniem, pojawiła się właśnie duża grupa agresywnych i uzbrojonych mężczyzn, którzy głośno wykrzykują, że zaraz zrobią porządek u nas w domu, a nasi goście mają wy...jeżdżać. To może być wstęp do większej rozróby.

Czytaj też: Ławrow. Wszystkie twarze człowieka Putina

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną