Trudno się dziwić krytyce, gdy burzony jest porządek międzynarodowy, a na naszych oczach Rosja podważa istnienie narodu ukraińskiego, równając z ziemią całe miasta. A przecież ONZ powstała po to, by stać na straży pokoju i bezpieczeństwa oraz nie dopuścić do powrotu horroru wojen światowych.
ONZ to jednak przede wszystkim państwa członkowskie. To od ich woli politycznej zależy sprawczość całej organizacji. Dotyczy to zwłaszcza stałych członków Rady Bezpieczeństwa mających prawo weta. Jeśli jest wśród nich agresor, rada jest sparaliżowana. Mimo to ONZ wciąż ma ważną rolę do odegrania i olbrzymią wartość w świecie targanym kryzysami. Również w przypadku wojny w Ukrainie.
Czytaj też: W Ukrainie coraz więcej ofiar. Dlaczego giną cywile?
Potężny kryzys polityczny i cień nadziei
Wyłącznie Rada Bezpieczeństwa ONZ może zdecydować o użyciu siły zbrojnej. Przykro więc patrzeć na to, jak jej posiedzenia stają się farsą. Rosja wysuwa absurdalne zarzuty – o „ukraińskich nazistach” dopuszczających się ludobójstwa czy planujących użycie broni biologicznej. Te kłamstwa są tak ewidentne, że nawet zaprzeczanie im nie ma sensu. Mimo to forum najpotężniejszego ciała ONZ staje się tubą propagandową, miejscem, które Rosja wykorzystuje na użytek wewnętrzny. Rada Bezpieczeństwa znalazła się w największym kryzysie od czasu jej powołania.
Związane ręce ma też sekretarz generalny ONZ. Po pierwszej stanowczej krytyce agresji António Guterres – mimo prób – nie został przyjęty w Moskwie jako mediator.